piątek, 7 czerwca 2013

I Used To Have A Fiance (But Then He Gave Me A Baby)

Pisałam go chyba półtora miesiąca, a przepisywałam 5 godzin. Brawa dla mnie.
Tak, znowu MPREG. Idgaf.
Komentarze naprawdę mile widziane.








I.

-Dzień dobry – mruknął pod nosem Ben otwierając zaspane oczy. - Danny?
Lewa połowa łóżka była pusta i od dłuższego czasu zimna. Czyli Danny wstał już dawno temu mimo że była sobota i mieli jeszcze jakiś miesiąc jak nie więcej do rozpoczęcia trasy po Stanach Zjednoczonych.
Ben niezadowolony z nieobecności swojego chłopaka w łóżku, wstał i poszedł pod prysznic.
Następnie jeszcze z mokrymi, układającymi się w loczki włosami, w bokserkach i za dużej koszulce Danny'ego zszedł do kuchni ich wspólnego domu. W powietrzu unosił się zapach smażonych naleśników, a do jego uszu dochodził cichy głos Danny'ego, który podśpiewywał pod nosem jedną z piosenek Journey.
Ben uśmiechnął się lekko widząc Danny'ego w tak dobrym humorze, co nie zdarzało się często ostatnio.
-Cześć kochanie – Ben objął go od tyłu, przytulając się do niego całym ciałem i położył głowę na jego ramieniu. - Czemu tak wcześnie wstałeś? Wiesz, że nie lubię się nudzić rano bez ciebie. Wolę kiedy jesteś obok kiedy otwieram oczy i witasz mnie swoim uśmiechem, a potem przytulasz mocniej do siebie – powiedział cicho zanudzając głębiej twarz z zgięcie jego szyi. - Kocham cię, wiesz?
-Ja ciebie też – Dan zaśmiał się lekko i obrócił się twarzą do Bena ujmując jego policzki i obydwie dłonie i pocałował go w usta. Ben nie chcąc przerywać pocałunku wplątał swoje dłonie w rudo-brązowe włosy swojego chłopaka i pchnął go na kuchenny blat. Danny jęknął kiedy poczuł usta Bena na swojej szyi, które wręcz wyprawiały z nią cuda.
Dłonie młodszego powoli schodziły w dół w stronę pośladków Bena ściskając je lekko, co spotkało się z cichym pomrukiem aprobaty z jego strony.
-Ben, zapomniałeś, prawda? - Danny oderwał się od jego ust i zapytał lekko zawiedziony. Ben spojrzał na niego zdziwiony i zdezorientowany.
-Uświadomisz mnie z łaski swojej? - Ben spojrzał na swojego partnera pytającym wzrokiem. Za cholerę nie wiedział o co mu chodzi, dziś jest przecież zwykły dzień jak co dzień, żadnych świąt. Zwykła letnia czerwcowa sobota.
-Benny! - Danny faktycznie wydawał się oburzony ty, że Ben naprawdę nie pamięta o ich dniu. O siedemnastym czerwca. - Serio Ben? Czerwiec trzy lata temu nic ci nie mówi?
Wtedy wpadło mu do głowy jedno słowo.
-Rocznica! - oświecony swoim własnym odkryciem i zażenowany tym, że o niej zapomniał, podszedł do Danny'ego i po prostu go przytulił. - Kochanie przepraszam. Głupio mi strasznie. I nie mam nic dla ciebie. Wiesz, że nie mam pamięci do takich rzeczy – przyznał.
-Mówiłem, że nie lubię prezentów. A teraz siadaj już – mruknął pod nosem i postawił przed swoim chłopakiem talerz z naleśnikami, po czym sam usiadł naprzeciw niego.
-To nie zmienia faktu, że zapomniałem.
-Przecież nie jestem na ciebie zły, kochanie – posłał mu pocieszający uśmiech.
Przez chwilę jedli w milczeniu, raz po raz rzucając sobie ukradkowe spojrzenia, uśmiechy.
Nadal zachowywali się jak zakochane nastolatki, którymi byli kilka lat temu kiedy się poznali. Nic się nie zmieniło.
Danny nadal dużo imprezował, pił na umór i okazjonalnie ćpał. A Ben jak to Ben był tą spokojną połówką, która panowała nas Danny'm kiedy zaczynał przesadzać. Także obydwoje dopełniali się idealnie.
-No to...-zaczął Ben wstając od stołu i razem z Danny'm wygodnie ułożyli się na sofie, Ben oczywiście wtulony w bok swojego chłopaka. - Już trzy lata razem.
-Najlepsze trzy lata – dodał Danny. - I nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tobą. Może wyjdę teraz na jakiegoś beznadziejnego romantyka, ale naprawdę z dnia na dzień kocham cię coraz mocniej. Po prostu nadal nie mogę uwierzyć, że wytrzymujesz ze mną, jesteś przy mnie nie wiadomo co by się działo i mimo tego, że kiedy się upiję czy naćpam jestem dla ciebie strasznym chujem, to ty nadal jesteś ze mną. - Ben wręcz zauroczony wpatrywał się w mówiącego Danny'ego.
Pierwszy raz się tak otworzył przed nim i powiedział coś tak szczerego. - Chciałbym żebyś był ze mną zawsze.
-Przecież wiesz, że nigdzie się nie wybieram – Ben powiedział cicho i złożył delikatny pocałunek w kąciku ust swojego chłopaka. - Zawsze tu będę.
-Wiem, ale...- zaczął niepewnie.
-Ale co?
-Po prostu wyjdź za mnie, co? - zapytał jak gdyby nigdy nic wyciągając małe pudełko z obrączką w środku.

II
Gorąca para wypełniała łazienkę. Jęki i krzyki rozchodziły się po całym domu.
Ben, ciasno przyciśnięty do ściany pod prysznicem, z nogami owiniętymi wokół bioder Danny'ego jęczał głośno wprost do ucha swojego chłopaka, raz po raz zatapiając zęby w jego szyi zostawiając na niej wyraźne ślady i malinki.
Biodra Danny'ego raz po raz poruszały się szybko wywołując u Bena coraz to głośniejsze jęki.
-Boo-oże, Danny! Zaraz...O tak, jeszcze raz!
Ostatnie ruchy bioder, tym razem mocniejsze i Ben równo z Danny'm doszedł trzymany przez jego mocne ramiona. Ben, zmęczony położył głowę na ramieniu Danny'ego, który nadal z niego nie wychodząc, znów zaczął się w nim delikatnie poruszać i równocześnie składał na jego szyi delikatne pocałunki.
-Druga runda? - zapytał Ben zmęczonym tonem.
-Spokojnie, przecież w ciążę nie zajdziesz – zaśmiał się Danny, a chwilę później łazienkę znów wypełniły ich jęki.
~
Ben's P.O.V

Wszystko było niezorganizowane, rzeczy i walizki porozrzucane wokoło, a w dodatku pies Danny'ego biegał wszędzie przeszkadzając jak cholera.
-Danny, kurwa chodź tu i pomóż mi z tym!
Od dobrych dwóch lub trzech miesięcy promowaliśmy naszą nową płytę i trzymiesięczną trasę koncertową po Stanach, ale oczywiście ja i Danny musieliśmy sobie o niej przypomnieć dzień przed wyjazdem. Cóż, byliśmy zajęci ciekawszymi rzeczami. Seks, krótka przerwa, seks, jedzenie, sen, seks, seks pod prysznicem, seks...a potem znowu seks i jeszcze raz seks.
Wokół mnie wszędzie walały się ubrania moje i Danny'ego, które miałem zamiar zapakować do naszych walizek.
-Co chcesz? - w drzwiach naszej sypialni stanął Danny w samych bokserkach. Obcisłych bokserkach. Bardzo.
Oderwałem od niego swój wzrok i przeniosłem na twarz.
-Nie daję rany z pakowaniem. Musisz kupować tyle ubrań?
-Kochanie, to – wskazał na stertę ubrań koło łóżka. - To akurat twoje. A teraz nie narzekaj tylko pakuj szybciej, bo rano musimy wstać. I nie wołaj mnie już, bo nie mogę poziomu przejść! - rzucił na odchodne i wrócił do naszego salonu skąd dobiegały odgłosy jakiejś gry. Dzieciak.
Westchnąłem ciężko i kontynuowałam pakowanie. Kurwa, znów jestem kobietą w związku.
~
Dokładnie o szóstej rano pod nasz dom zajechał bus z chłopakami, w którym mieliśmy spędzić pieprzone trzy miesiące. Znowu te niewygodne łóżka, ciasnota i łazienka w której mieściły się ledwo dwie osoby. I weź tu seks uprawiaj.
-Wziąłeś wszystko? - zapytałem zamykając za nimi drzwi i spojrzałem na Danny'ego, który trzymał nasze bagaże.
-Boże, tak! Drugi raz już pytasz.
-Dobra, dobra, nie krzycz na mnie.
Schowałem klucze do kieszeni, Danny przekazał walizki kierowcy, który miał je jakoś jeszcze jakoś zmieścić zresztą i mogliśmy już wchodzić do busa i jechać.
-Danny, czekaj – chwyciłem jego dłoń zatrzymując go na chwilę. - Mogę im powiedzieć? - spojrzałem znacząco na subtelną obrączkę na moim palcu.
Chwycił w dwa palce mój podbródek i przybliżając mnie do siebie złożył na moich ustach czuły pocałunek.
-Nie rozumiem czemu mielibyśmy się z tym kryć. Jestem wreszcie szczęśliwy i chciałbym żeby wiedzieli o tym wszyscy. - Zakończył swoją wypowiedź kolejnym pocałunkiem i otworzył przede mną drzwi do tourbusa i przy okazji klepnął mnie w pośladek kiedy wchodziłem po schodkach.
James, Cam i Sam siedzieli w naszym prowizorycznym salonie każdy z butelką piwa w dłoni. Czyli jak zawsze.
Przywitaliśmy się z nimi, wymieniliśmy wiadomościami co tam u nas nowego i ruszyliśmy.
Moją wieść wolałem zachować na później.
Usiadłem obok Danny'ego, który objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Reszta zespołu wiedziała, że jesteśmy razem, fani również, więc byli przyzwyczajeni do takich sytuacji jak ta.
Kiedy wypiłem już drugie czy trzecie piwo z kolei, czułem się już bardziej rozluźniony i mniej zdenerwowany by powiedzieć chłopakom.
Odchrząknąłem cicho chcąc zwrócić na siebie uwagę. Trzy pary oczu spojrzały na mnie.
Wyciągnąłem przed siebie dłoń ukazując na palcu złoto-czarną obrączkę. Niczym nastolatka uśmiechałem się oczekując ich reakcji.
-Wiedziałem, że wybierzesz ten! - powiedział Sam entuzjastycznie i przybił Danny'emu piątkę.
A później...później posypały się gratulacje i upiliśmy się do nieprzytomności.

III
Następnego dnia obudziłem się w miarę wcześnie wtulony w bok Dany'ego, który cicho pochrapywał pod nosem. I śmierdział alkoholem. Momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Próbując nie obudzić mojego narzeczonego i wyszedłem z łóżka. Cicho otworzyłem drzwi łazienki aby nie narobić hałasu. Zamknąłem je za sobą i nagle zwymiotowałem. Nigdy, ale to nigdy kurwa już nie tknę ani nie wypiję alkoholu. Od dzisiaj! Ta noc mnie zniszczyła. I jeszcze te tabletki od Camerona dobiły mnie kompletnie. Ale kogo ja oszukuję? Dziś po koncercie znów upijemy się jak zawsze. Takie życie Asking Alexandrii, cóż poradzić.
Korzystając z tego, że nadal mam całą łazienkę dla siebie, wziąłem długi prysznic, załatwiłem co miałem załatwić, a brudne ubrania zostawiłem gdzieś na ziemi w kącie łazienki. Potem się nimi zajmę, są zbyt przesiąknięte alkoholem. Owinąłem ręcznik wokół bioder i wróciłem do swojej...naszej ''sypialni''. Danny'ego nie było, czyli już wstał. Wziąłem jakieś czyste ubrania, przebrałem się w nie i ułożyłem włosy. Odkąd jestem z Danny'm nadmiernie o siebie dbam. Pomińmy fakt, że on przy mnie wygląda jak bezdomny. Cóż, u mnie każda rzecz musiała być do siebie dobrze dobrana, ewentualnie jakieś dodatki. Boże, jestem taki gejowski.
Powinna powstać skala ''od 1 do Bena Bruce'a jak bardzo gejowski jesteś.'' Zaśmiałem się pod nosem ze swojego marnego żartu i dołączyłem do chłopaków, którzy siedzieli już w kuchni przy stole.
-Dzień dobry – w odpowiedzi od nich dostałem jedynie jakieś ciche pomruki. Widzę, że nie tylko ja schlałem się jak świnia. -Ktoś wie kiedy dojedziemy na miejsce? - zapytałem biorąc jakieś płatki i mleko.
-Nie wiem. Jakieś trzy, cztery godziny? Ale gramy dopiero wieczorem - wymamrotał Sam. On akurat wczoraj zniszczył się najbardziej. Doszło nawet do tego, że obciągnął Jamesowi na naszych oczach. Teraz obydwoje siedzą od siebie jak najdalej unikając swoich spojrzeń.
Wszyscy w ciszy jedliśmy, a później reszta rozeszła się do swoich koi. Sam oczywiście uciekł pierwszy nadal unikając Jamesa. W salonie zostaliśmy tylko ja i Danny, który paląc papierosa usiadł koło mnie na skórzanej sofie. Zmieniłem pozycję i położyłem głowę na jego kolanach.
-Tak sobie pomyślałem – zacząłem niepewnie. - Że po trasie, kiedy wrócimy do domu, to może zaczniemy planować ślub?
-Czemu nie? Ale po co się tak śpieszyć?
-Po prostu chcę i tyle – odparłem zwyczajnie. - Chcę żeby była cała rodzina, nasi znajomi. O, a ty będziesz miał czarny garnitur z czerwonym krawatem!
Danny zaśmiał się jedynie i wywrócił oczyma zaciągając się po raz kolejny papierosem.
-Ej, nie zapędzaj się tak. Nie lepiej wziąć jakiś szybki ślub w Vegas? Zero kłopotów i w pięć minut jesteśmy małżeństwem. No i mamy akurat po drodze.
-Ty sobie żartujesz, tak? - podniosłem się z jego kolan i patrząc na niego zdenerwowany zapytałem oburzonym tonem.
-Nie, czemu?
-Jesteś chujem!
-Żartuję przecież. Nie bądź taką pizdą – powiedział żartobliwie i przyciągnął mnie do siebie tak że siedziałem twarzą do niego na jego kolanach.
-Słuchaj mnie uważnie – zaczął, a ja poczułem, że jego dłonie delikatnie zaczynały masować moje biodra zataczając na nich małe kółeczka. - Będziemy mieć najpiękniejszy ślub jakiego nikt jeszcze nigdy nie widział. Zaprosimy nasze rodziny, wszystkich przyjaciół, będziemy mieli wielki czekoladowy tort, a po tym wszystkim wrócimy do domu i będziemy się kochać do samego rana. Moje oczy zeszkliły się, na policzki wkradł się rumieniec, a na ustach miałem szeroki uśmiech. Pokiwałem głową i pocałowałem go.
-Kocham cię, wiesz? - wyszeptał.
-Ja ciebie też. Tak bardzo.
-WEŹCIE POKÓJ DO CHOLERY! - krzyknął Cameron z końca busa.

IV
Te trzy miesiące były najlepsze i najgorsze jednocześnie. Koncerty były świetne, bilety wyprzedały się co do jednego i imprezowaliśmy co wieczór. Niestety u mnie co rano z tym samym skutkiem. Wlewałem w siebie litry alkoholu, a na następny dzień lądowałem w toalecie. I tak co wieczór. Na szczęście dziś wieczorem będziemy w domu. Odpocznę, przystopuję z alkoholem i wszystko wróci do normy.
Właśnie siedzieliśmy w busie, niektórzy dopakowywali swoje walizki i robili porządek, bo przez ten ostatni czas zrobiliśmy naprawdę wielki syf, że aż wstyd patrzeć.
Leżałem właśnie w swoim łóżku próbując zasnąć żeby szybciej zleciała ta droga i znaleźć się w domu. Kilka chwil później zapadłem w sen. Na szczęście.

-Ben? Benny, kochanie. Dojeżdżamy – cichy głos Danny'ego dobiegał do moich uszu. Powoli uchyliłem powieki i zobaczyłem jego twarz przed sobą. Uśmiechnął się lekko i pocałował mnie. Jego zarost przyjemnie drapał mnie w twarz. Posunąłem się w głąb żeby zrobić mu trochę miejsca, które od razu zajął i przytuliłem się do jego boku. Dobrze mieć kogoś takiego jak on. - Za pół godziny będziemy w domu. Jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie. Przez te ostatnie miesiące trasy zauważył, że nie najlepiej się czułem, co niestety zauważył, a ja nie chciałem go martwić. Miał już za dużo swoich problemów. Odkąd przyznał się swojej rodzinie, że jest gejem i że jest zaręczony ze mną, oni tak po prostu odwrócili się od niego. Zostawili go. Na szczęście moi rodzice wiedzieli o naszej orientacji od dawna, więc nie było z nimi żadnych problemów.
-Lepiej już, przestań się martwić – posłałem mu pokrzepiający uśmiech i przytuliłem się mocniej do jego boku. Nie lubiłem mu kłamać. Prawda była taka, że z dnia na dzień czułem się coraz gorzej. Codziennie rano budziłem się, miałem okropne mdłości w efekcie czego lądowałem w łazience.
Miałem nadzieję, że to nie było znów to. Od razu wyrzuciłem tą myśl z głowy. Nie chciałem wracać do przeszłości. To zamknięty rozdział, a ja byłem wtedy młody, głupi i zakochany.
-Na pewno? Ben, naprawdę nie wyglądasz dobrze. Jesteś blady jak śmierć. Martwię się – przez jego zatroskany głos miałem ochotę się rozpłakać. Aż tak bardzo nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś się o mnie martwi.
-Dan, czy ja cię kiedyś okłamałem? - ależ ze mnie hipokryta. - Wszystko jest dobrze, po prostu za dużo piłem. Wrócimy do domu, odpoczniemy od trasy, zajmiemy się sobą i wszystko wróci do normy, okej? - próbowałem go jakoś uspokoić, odwieść jego myśli ode mnie, od mojego zdrowia.
Kotara naszej koi nagle się rozsunęła i ujrzeliśmy Camerona.
-Jesteśmy pod waszym domem – rzucił szybko i zniknął.
Wstaliśmy, zabraliśmy swoje rzeczy i pożegnaliśmy się ze wszystkimi dziękując za wspólną trasę.
-Daj to – Danny odebrał z mojej dłoni walizkę i wręczył mi klucze. - Otwórz jeśli możesz.
-Dan, opanuj się. Mogę dźwigać swoje bagaże, nie jestem przecież umierający – rzuciłem żartem i otworzyłem drzwi przepuszczając go przodem. - Wreszcie w domu – mruknąłem pod nosem.
Nagle rozdzwonił się telefon Danny'ego. Rozdrażniony przewrócił oczyma i odebrał niezbyt miłym tonem.
-Halo? - zmarszczył brwi słuchając swojego rozmówcy. - I ty jeszcze masz czelność do mnie dzwonić po tym wszystkim? Nigdy tego nie zrobię, pierdolcie się obydwoje – zdenerwowany rozłączył się i odrzucił telefon z dala od siebie. Usiadł na sofie z chowając twarz w dłoniach. Natychmiast usiadłem obok niego i objąłem go próbując uspokoić.
-Kto to był? - zapytałem cicho by bardziej do nie rozzłościć.
-Ojciec – odparł roztrzęsionym głosem. - Znowu chciał żebym cię zostawił i wrócił ''do normalności'' jako to określił.
-I co ty na to?
-Przecież słyszałeś – warknął zirytowany i spojrzał na mnie. - Nigdy, ale to nigdy cię nie zostawię. Jesteś dla mnie zbyt ważny. Nawet ważniejszy niż matka czy ojciec. Kocham cię nieprzerywanie od trzech lat czy może więcej. Nie mógłbym cię tak po prostu zostawić i odejść. Musisz być koło mnie, bo zaczynam wariować bez ciebie – chwycił moje dłonie i zamknął je w swoich, większych i ciepłych. - Dopełniasz mnie. Bez ciebie nie ma mnie. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez ciebie. I dlatego oświadczyłem ci się w tak młodym wieku, bo wiem, że to już na zawsze – w jego oczach zalśniły łzy, a po chwili jedna potoczyła się po policzku. Pierwszy raz widziałem żeby płakał. Danny jest typem człowieka, który wszystko trzyma w sobie i niechętnie mówi o swoich uczuciach. Wyswobodziłem swoje dłonie z jego i przytuliłem się do niego całym ciałem.
-Nawet nie wyobrażasz sobie ile znaczą dla mnie twoje słowa – wyszeptałem wtulony w niego. Poczułem delikatny pocałunek na odsłoniętej szyi.
-Będzie dobrze – powiedział pewnym głosem. Uwierzyłem.


V
Przez kolejny tydzień w ogóle mi się nie poprawiało. Naprawdę zaczynałem się martwić. Bałem się, że to znowu może być to. Znów błąd młodości.
Danny'ego nie było w domu, pojechał pozałatwiać sprawy w wytwórni i odebrać Luci od naszych wspólnych znajomych.
Chwyciłem za telefon i wybrałem numer jedynej zaufanej osoby. Zaraz po Danny'm i chłopakach oczywiście. Po kilku sygnałach przywitał mnie wesoły, dziewczęcy głos.
-Ben! Nagle zachciało ci się do siostry dzwonić? Wstydź się, miesiąc się nie odzywałeś. Ja trasa? Było dobrze? A jak z Danny'm? - słowotok wypływał z ust mojej siostry niczym woda z wodospadu.
-Hej, hej, spokojnie Bex. Trasa wypadła zajebiście, z Danny'm jeszcze lepiej – odpowiedziałem krótko na jej pytania. Z telefonem przy uchu usiadłem na jednym z foteli szykując się na dłuższą rozmowę.
-Stało się coś? - usłyszałem jej podejrzliwy głos. Mimo iż była młodsza rozumiała wiele spraw, których nich inny nie mógł pojąć. - Ben?
-Bex, chyba mam problem – powiedziałem poważnie i streściłem jej mniej więcej ostatnie trzy miesiące. Mój stan, jak się czułem, co się działo i tym podobne sprawy. - Myślę, że to znowu się stało – mój głos się załamał.
-Robiłeś test? - zdecydowanym, ale opanowanym tonem zapytała. - Zrób test, proszę cię.
-Bex, ja się boję. Nie chcę znowu...
-Ben, miałeś szesnaście lat, to nie była twoja wina, uspokój się.
Nagle wszystko do mnie powróciło. Kiedy miałem szesnaście lat spotkałem miłość mojego życia. Wtedy tak mi się wydawało. Miał na imię Jack, obydwoje byliśmy młodzi, głupi i stało się. Byłem w ciąży. Kiedy powiedziałem mu o tym zerwał ze mną jakiekolwiek kontakty i zniknął. Tak po prostu. Musiałem je usunąć. To zniszczyłoby mi życie, a teraz nagle powróciło.
Mam dopiero dwadzieścia dwa lata (od aut. trochę odmłodziłam B. i D. na potrzeby shota), osiągam sukcesy, mam kochającego narzeczonego. Nie chcę tego zniszczyć, a Danny na pewno nie zareaguje pozytywnie. Nienawidzi dzieci i kilkakrotnie mi o tym wspominał.
-Ben – usłyszałem siostrę po drugiej stronie słuchawki. - Uspokój się, będzie wszystko dobrze. Uwierz mi – jej kojący głos mnie uspokoił.
-Dziękuję – powiedziałem po prostu i rozłączyłem się.
Zerwałem się ze swojego miejsca i wyszedłem z domu kierując się do najbliższej apteki
Cały w nerwach czekałem na powrót Danny'ego. Tak, test wyszedł pozytywnie. Jestem w ciąży. Drugi, może trzeci miesiąc. Ostatnio kochaliśmy się przed trasą, w dniu kiedy mi się oświadczył. Potem nie było jakoś czasu, sposobności.
Usłyszałem głośny trzask i do salonu wpadł Danny, a za nim wbiegła Luci. Wyglądał na złego, wręcz wkurwionego. Podobno ostatnio miał jakieś problemy z drugim zespołem – Harlot, a w dodatku merch naszego zespołu źle się sprzedawał.
-Kurwa mać! - zaklną, a ja lekko zadrżałem. - Mógłbyś tu chociaż kurwa posprzątać! Cały dzień siedzisz tu i nic kurwa nie robisz. Dużo od ciebie nie wymagam!
-Nie wyżywaj się na mnie, bo miałeś zły dzień, dobrze? - podniosłem na niego głos, ale nie krzyczałem. Nie chciałem bardziej się denerwować w swoim stanie. - Danny proszę cię, uspokój się – poprosiłem cicho, bo zaczynałem się już bać.
-Nie rozkazuj mi. W ogóle zejdź mi z oczu, wkurwiasz mnie. - Wstałem ze swojego miejsca i podszedłem do niego by go jakoś uspokoić. - Nie słyszysz co się kurwa do ciebie mówi? Spierdalaj, po prostu idź stąd.
Wziąłem głęboki oddech. Pomyślałem, że bardziej zdenerwować się już nie może.
-Danny, jestem w ciąży – powiedziałem po prostu próbując opanować drżenie głosu. - Będziemy mieli dziecko.
Momentalnie się uspokoił i spojrzał na mnie nieobecnym głosem, a w powietrzu zawisła niezręczna cisza. Otworzył usta, ale nic z nich nie wyszło. Odwrócił ode mnie wzrok wpatrując się gdzieś w przestrzeń przed nim.
-Usuń to – powiedział cicho, wręcz szeptem.
Nie takiej oczekiwałem odpowiedzi. Moje dłonie zaczęły się trząść, a oczy zeszkliły się od łez.
-Nie usunę kolejnego dziecka – powiedziałem pewnym, ale drżącym głosem.
Dan gwałtownie wstał.
-Jakie do chuja kolejne dziecko? - wycedził przez zęby. Nie powiedziałem nic, po prostu się bałem. -Jakie dziecko?! - powtórzył głośniej, wręcz krzyknął. Cały drżąc podniosłem głowę i spojrzałem gdzieś w bok, byleby nie na niego i zacząłem opowiadać. Kiedy skończyłem odważyłem się na niego spojrzeć. Jego wściekła mina nadal gościła na twarzy. - Nie, po prostu nie – powiedział tylko i wyszedł z salonu kierując się do naszej sypialni.
Ja nie ruszyłem się ze swojego miejsca. Czułem się jakby sparaliżowany ze strachu. W dodatku domyślałem się co zaraz się stanie. Moje obawy potwierdziły się kiedy stanął w drzwiach z walizką i torbą w dłoni. Nawet Luci była już koło niego.
Jedynie gniewnie spojrzał na mnie, ale jednak z pewnym smutkiem w oczach i wyszedł.
Zostałem sam. Zostaliśmy. Lekko gładząc swój już zaokrąglony brzuch zacząłem płakać. Zostawił nas.


VI

Pierwszy tydzień bez niego przepłakałem. Dzień i noc. Nawet nie miałem siły wychodzić z łóżka, chociaż wiedziałem, że ten stan nie może trwać wiecznie i muszę coś ze sobą zrobić, ale po prostu nie miałem siły, nie widziałem sensu bez niego. Chłopaki z zespołu próbowali się jakoś do mnie dodzwonić, ale odrzucałem każde połączenie. Tak samo jak Danny odrzucał moje. Tak po prostu już nie nie chciał? Po tym wszystkim co mi obiecał, po tych wszystkich latach?
Ociężale wstałem z łóżka choć wcale nie chciałem. Wolałem tu zostać i umrzeć. Szczerze.
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Zeszłego wieczoru ubrałem jedną z koszulek Danny'ego, którą zostawił w pośpiechu tak jak wiele innych rzeczy. Płożyłem dłoń na moim trzymiesięcznym brzuchu. Westchnąłem jedynie i poszedłem pod prysznic. Później zszedłem do kuchni gdzie jedynie otworzyłem lodówkę, zobaczyłem co w niej jest i zamknąłem z powrotem. I tak nie byłem głodny, nawet nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem. Nie obchodziło mnie to.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Zignorowałem je po prostu.
-Ben! Jasna cholera! - usłyszałem z zewnątrz znajomy głos. Od razu rzuciłem się do drzwi.
-Co ty tu robisz? Przyleciałaś prosto z Anglii? - zapytałem zdziwiony i wziąłem w ramiona moją siostrę by przytulić ją mocno.
Przejąłem od niej niedużą torbę i położyłem na schodach.
-Gdyby nie to, że jesteś w ciąży, to skopałabym ci tyłek. Czy ty wiesz w ogóle jak wyglądasz? - zapytała kiedy usiedliśmy w salonie by porozmawiać. - Jesz coś w ogóle? Chcesz zagłodzić dziecko i stracić ciążę? Myślisz w ogóle?
Potrząsnąłem głową. Strata dziecka to ostatnia rzecz jakiej pragnę.
-Gdzie Danny? - zapytała ostrożnie jakby wiedziała co się stało.
Na samo wspomnienie jego imienia oczy napłynęły mi łzami.
-Zostawił mnie – powiedziałem cicho. Siostra nic już nie powiedziała tylko przytuliła mnie mocno, a moje emocje po prostu puściły i zacząłem szlochać w jej ramie.
~
Dziś mieliśmy umówioną wizytę u lekarza. Rebekah obudziła mnie koło południa przynosząc śniadanie. Nie miałem na nie ochoty, ale pilnowała mnie abym zjadł całe.
Koło trzeciej czekaliśmy już w gabinecie na pojawienie się lekarza. Chwilę później weszła wysoka blondynka z szerokim uśmiechem na ustach.
-Witam, pan Ben Bruce, tak? - zapytała i uścisnąłem jej dłoń.
-Ben – poprawiłem ją.
Usiadła za swoim biurkiem, wypełniła jakieś dokumenty i znów zwróciła się do mnie.
-Ben – zaczęła. - To twoja pierwsza ciąża? - Zaprzeczyłem ruchem głowy. - Rozumiem. Czyli wiesz, że jesteś w lekko nietypowej sytuacji – uśmiechnęła się lekko. - Ale spokojnie, to zdarza się coraz częściej. Który miesiąc?
Wzruszyłem ramionami.
-Nie jestem pewny. Trzeci może.
-Sprawdźmy to w takim razie – wskazała dłonią na miejsce gdzie miałem się położyć. Potem na moim brzuchu znalazł się zimny i nieprzyjemny żel, który kobieta zaczęła rozprowadzać jakimś urządzeniem.
-Popatrz tu – blondynka palcem obrysowała jakiś kształt na biało-czarnym ekranie. - To twoje dziecko. Początek czwartego miesiąca. Byłeś blisko – uśmiechnęła się znów. - Chcecie zdjęcia?
-Nie – powiedziałem krótko.
-A ja poproszę – odezwała się moja siostra. - Nawet dwa. Chcę mieć swoją siostrzenicę albo siostrzeńca przy sobie.
Dwadzieścia minut później było już po wszystkim i mogliśmy stamtąd wyjść. Wyciągnąłem paczkę papierosów i już miałem odpalić, ale papieros wręcz został mi wyrwany z ręki.
-Czy ciebie pojebało? Jeszcze raz cię z tym zobaczę, to ci coś zrobię – Bex zagroziła i wyrzuciła moje papierosy do pobliskiego kosza na śmieci. - A teraz idziemy coś zjeść, chodź – zarządziła i pociągnęła mnie za rękę w stronę jakiejś knajpki.
Zajęliśmy jeden z wolnych stolików. Chwilę później podeszła kelnerka i przyjęła nasze zamówienia.
-Jak się czujesz? Wiesz, z myślą, że będziesz mieć dziecko.
-A jak mam się czuć kiedy jego ojciec gdzieś spierdolił, co?
-Kochany, on nie jest ciebie wart w takim razie jeśli to zrobił, wierz mi. Poradzisz sobie bez niego.
Zrobiłem coś co miało być uśmiechem. Chciałem uwierzyć w jej słowa.
Później przyszło nasze zamówienie i wzięliśmy się w milczeniu za jedzenie.
-Ben? - usłyszałem znajomy głos za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem całą trójkę. Cameron, James i Sam. Ta ostatnia dwójka o dziwo trzymała się za dłonie. - Czemu nie obierasz telefonów od nas? Martwiliśmy się.
Ja i Bex zrobiliśmy im miejsce by mogli się dosiąść. Oni jeszcze nie wiedzieli. Ani o ciąży, ani o tym, że Danny mnie zostawił. Żyli w błogiej nieświadomości, której im cholernie zazdrościłem.
-Coś się dzieje Ben? - zapytał ostrożnie James wpatrując się we mnie natarczywie. - Przez ostatni czas ani ty ani Dan nie odbieraliście naszych telefonów. Myślałem, że gdzieś razem wyjechaliście czy coś.
Spuściłem głowę i zacząłem nerwowo przygryzać wargę z moimi kolczykami. Co miałem im powiedzieć? Tak po prostu z uśmiechem na ustach ''słuchajcie chłopaki, jestem w ciąży i Danny mnie zostawił, a ja nie radzę sobie z tym wszystkim''?
Bex chwyciła mnie za dłoń i ścisnęła pocieszająco.
-Ben, to zaczyna robić się dziwne – Sam w końcu przerwał ciszę. - Wiesz, że mimo wszystko możesz na nas liczyć nie ważne co by się działo, prawda?
-Benji jest w ciąży, a ten chuj, a wasz przyjaciel go zostawił kiedy się o tym dowiedział. Zadowoleni? - odezwała się nagle Rebekah zirytowanym głosem. Zapadła cisza. Znowu.

VII
-A tutaj jest główka, widzicie? To zaokrąglone – moja siostra z wielkim uśmiechem na ustach wskazywała poszczególne elementy na małym zdjęciu z mojego USG.
-A to co? - James z zaciekawieniem na twarzy wskazał na coś palcem. - To chyba rączka, nie?
-Głupku, to noga przecież – zaśmiał się Sam. Jak tu jest brzuszek, to tu na dole jest nóżka, no nie?
-Nie ważne, wszystko i tak jest małe – wtrącił się siedzący obok Cameron z lampką wina w dłoni. Mi nalali sok porzeczkowy. Zacząłem sądzić, że się ze mnie nabijają.
Szczerze mówiąc, to cała trójka przyjęła to wszystko bardzo dobrze, ale oczywiście byli wkurwieni na Danny'ego za to jak postąpił. Kto by nie był, prawda?
Późnym wieczorem cała czwórka, prócz mnie była już mocno wstawiona i powoli rozchodzili się do domów.
Zataczającą się siostrę zaprowadziłem do jej tymczasowego pokoju, a Sam i James zebrali się razem już wcześniej.
Cameron i ja staliśmy teraz koło drzwi, czekałem aż się ubierze, bo w jego stanie...cóż, nie mógł robić tego za szybko.
Zapiął zamek swojej skórzanej kurtki i spojrzał na mnie. Niezręczna cisza zapadła między nami.
-Uważaj na siebie. Nie chcę żeby coś się stało tobie czy dziecku – powiedział obejmując mnie na pożegnanie. - Gdybyś czegoś potrzebował, chciał gdzieś wyjść, to dzwoń, dobrze?
Pokiwałem jedynie głową ucieszony z jego słów.
-Dobranoc – pożegnałem go i zamknąłem za nim drzwi. Zmęczony po dzisiejszym dniu powlokłem się do sypialni mojej i Danny'ego, przebrałem się w jedną z jego koszulek i położyłem się w łóżku po jego stronie. Lekko pogładziłem brzuch na dobranoc i zasnąłem.


VIII
Następnego dnia musiałem odwieźć Rebeccę na lotnisko. Teraz bez niej wszystko wróci do poprzedniego stanu. Przed nią cały czas udawałem, że wszystko jest w porządku, uśmiechałem się, normalnie funkcjonowałem, nie chciałem żeby się martwiła.
Nie było dnia żebym nie myślał o Danny'm. Wciąż się łudziłem, że pewnego dnia po prostu wróci do mnie, obudzę się rano, a on będzie leżał obok mnie. Mocno przytuli i powie, że kocha.
Ten czas bez niego jest straszny. Nie rozumiem czemu to zrobił. Przecież dziecko to nic złego. Owszem, jesteśmy młodzi, niedoświadczeni, ale poradzilibyśmy sobie i wszystko byłoby dobrze.
Znowu zacząłem płakać w jego poduszkę. Już setki razy próbowałem się do niego dodzwonić, ale nie odbierał albo odrzucał moje połączenia. Tak bardzo chciałem usłyszeć jego głos. Chociaż jedno słowo. Nadal nosiłem pierścionek zaręczynowy. Cząstka mnie gdzieś tam głęboko wierzyła, że będzie lepiej.
~
Z tygodnia na tydzień czułem się coraz gorzej. Po prostu nie miałem ochoty żyć. Bo po co? Owszem, jest jeszcze dziecko, kocham je, no ale...właśnie – ciągle było to ''ale''.
Raz na jakiś czas odwiedzali mnie chłopaki. Pytali co u mnie i malucha. Odpowiadałem, oczywiście kłamałem, że wszystko jest dobrze.
Opowiadali co w zespole, jak się sprawuje nowy gitarzysta. Delikatnie podpytywałem o Danny'ego. Nie powiedzieli wiele, trzymali dystans. Nadal byli na niego źli. Nie powinni, nie chciałem żeby z mojego powodu były między nimi konflikty.
Dziś zaczynał się mój szósty miesiąc, a zarazem drugi odkąd Danny'ego tu nie ma. Mój brzuch zaczął naprawdę mocno się odznaczać. Był po prostu duży i okrągły. Przestałem się mieścić w swoje rzeczy i musiałem korzystać z tych, które pozostawił Danny. Niestety nie było to dla mnie dobre, bo każda rzecz z osobna przypominała mi o nim.
Poczułem lekkie kopnięcie. Odruchowo pogładziłem dłonią mój brzuch żeby uspokoić maleństwo.
Od kiedy mój brzuch zaczął być większy, dziecko kopało coraz częściej. Za każdym razem uśmiechałem się smutno, bo dzięki temu wiedziałem, że mam w sobie cząstkę Danny'ego. To w pewnym sensie utrzymywało mnie przy życiu. Dosłownie.
Jak co rano wziąłem zalecane przez panią doktor leki i witaminy, potem zjadłem jakieś małe śniadanie i postanowiłem zadzwonić do Camerona i skorzystać z jego oferty.
Miałem dość siedzenia w domu i martwienia się o wszystko. No i oczywiście muszę kupić coś dla dziecka, bo nie mam nic, a rozwiązanie coraz bliżej.
Wybrałem jego numer.
-Halo? - po kilku sygnałach odezwał się zaspany głos.
-Cam, przepraszam, obudziłem cię? - zapytałem przygryzając niepewnie wargę.
-Nie, nie – odpowiedział szybko. - Potrzebujesz czegoś, coś się stało?
-W sumie tak. Potrzebuję cię – zdałem sobie sprawę jak to brzmiało, więc szybko się poprawiłem. - To znaczy...muszę wyjść na duże zakupy. Wiesz, dla dziecka.
-Rozumiem – przytaknął. - Będę za godzinę, może pół.
Pożegnaliśmy się i sam zacząłem się przygotowywać do wyjścia. Była późna, ale ciepła jesień, więc narzuciłem tylko na siebie jakąś dużą bluzę i byłem gotowy do wyjścia.
~
-Boże Ben! Urosłeś! - powiedział Cameron entuzjastycznie kiedy wsiadłem do jego samochodu i przytulił mnie jak to miał ostatnio w zwyczaju. - Jak się czujesz? - zapytał nie odrywając wzroku od drogi. Kierowaliśmy się w stronę jednej z dużych galerii. Dawno nie byłem wśród ludzi i trochę się denerwowałem.
-W porządku - odpowiedziałem jak zawsze. - Tylko młoda ostatnio strasznie szaleje. Kopie i w ogóle – powiedziałem gładząc lekko brzuch.
-Młoda? -zapytał unosząc brew. - Skąd wiesz, że będzie dziewczynka?
-Tak czuję. I chcę mieć córkę. Byłoby świetnie – uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
-Będzie miała najlepszego ojca na świecie – powiedział Cam, a mnie zrobiło się ciepło na sercu słysząc te słowa.

~

-Gdzie najpierw? - zapytał lekko zdezorientowany Liddell rozglądając się wokoło niepewnie.
-Tam – wskazałem na sklep z niebieskim misiem w nazwie. Chwyciłem go za dłoń i pociągnąłem w tamtym kierunku.
Kiedy weszliśmy, od razu w oczy rzuciła mi się malutka, urocza różowa sukienka. Bez zastanowienia wrzuciłem ją do koszyka, który trzymał Cam. Zaśmiałem się lekko widząc go pomiędzy regałami z tymi wszystkimi dziecięcymi rzeczami.
On – cały ubrany na czarno, w poszarpanych spodniach i w koszulce, która idealnie eksponowała jego tatuaże stał i porównywał w dłoniach dwie przytulanki.
-No co? - zapytał kiedy tak na niego patrzyłem.
-Nic, nic – odpowiedziałem szybko i wrzuciłem kolejną rzecz do koszyka. A potem następną i jeszcze następną. I tak przez kolejne dwie godziny.
-Ben, myślę, że już starczy - usłyszałem Camerona kiedy zastanawiałem się nas kocykiem w kolorze jasno różowym i ciemno różowym. Spojrzałem na jego zmęczona twarz. - Zrozumiem wszystko, ale nie cały dzień w takim sklepie. Tu jest za słodko! Chodź, idziemy do kasy - chwycił mnie za dłoń i poszliśmy zapłacić za wszystko.
~
Cam z dokładnie ośmioma torbami, w których były rzeczy dla dziecka spojrzał na mnie błagalnie.
-Spokojnie, teraz idziemy coś zjeść, a potem jedziemy do mnie, okej? Wiszę ci za to wszystko dobre wino.
Wolnym krokiem szliśmy korytarzem galerii szukając jakiegoś dobrego miejsca by się zatrzymać i zjeść. Maluch od dłuższego czasu domagał się czegoś do jedzenia, więc i ja również. Pogłaskałem lekko brzuch uspokajając go albo ją.
-Może tu? - Cameron wskazał na restaurację Taco Bell. Pokiwałem głową i weszliśmy.
Usiedliśmy przy wolnym stoliku.
-Cam? - zapytałem marszcząc czoło. Właśnie w tej chwili do tej samej restauracji wszedł Danny i jakiś nieznany mi chłopak. Młodszy ode mnie, to było widać od razu. Kolejną rzeczą, którą zauważyłem była dłoń mojego Danny'ego na biodrach tego chłopaka.
Nasze spojrzenia się spotkały. Wyglądał na zaskoczonego widząc mnie. - Wyjdźmy stąd – nie czekając na niego, wstałem i skierowałem się do wyjścia.
To nie tak, że nie chciałem go widzieć, ale po prostu jego widok nadal sprawiał mi ból. Teraz najchętniej bym się na niego rzucił, przytulił i nie pozwolił odejść już nigdy.
Przechodząc obok niego spuściłem jedynie wzrok i wyszedłem stamtąd.
~
-Dupek. Pieprzony dupek! - siedząc wtulony w Camerona łkałem w jego koszulkę. Objął mnie jedynie mocniej i nieśmiało położył dłoń na moim zaokrąglonym brzuchu gładząc go lekko.
-Ciii, uspokój się – próbował mnie jakoś uspokoić, ale bezskutecznie, bo z minuty na minutę mój płacz stopniowo zmieniał się wręcz w histerię.
-Ale Cam...-pociągnąłem nosem i odsunąłem się od niego by spojrzeć w twarz. - Zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia, uciekł jak tchórz. Rozumiesz to? Jestem w ciąży z jego dzieckiem. Noszę sobie jego część. Część której on nie chce. Ja sam nawet nie wiem czy chcę tego – spuściłem wzrok w dół z lekką odrazą.
-Co? - Cameron oburzony zmarszczył gniewnie brwi. - Żartujesz sobie? Posłuchaj mnie uważnie.
Chwycił moją twarz w dłonie kciukami ocierając łzy. Ten gest lekko mnie uspokoił. Dla otuchy posłał mi lekki uśmiech, który z trudem odwzajemniłem, ale jednak. Czekałem aż on się odezwie.
-Na początku chciałbym ci powiedzieć, że cię podziwiam. Za to jak sobie radzisz, jak wytrzymujesz to wszystko i za to jak silny jesteś. Ben, jesteś świetnym facetem. Utalentowanym, mądrym przystojnym. Będziesz naprawdę dobrym ojcem. Dasz sobie z tym wszystkim radę. Wiem to i wierzę w ciebie. Pamiętaj, że zawsze ja i chłopaki jesteśmy tu dla ciebie. A w szczególności ja. Jestem tu dla ciebie zawsze.
-Cameron...ja... - odezwałem się aby mu przerwać, bo zaczynałem się domyślać co jeszcze chciał powiedzieć. Nie chciałem słyszeć tych słów z jego ust, kiedy wiedziałem, że Cameron lubi mnie bardziej niż powinien. On jednak nie odezwał się ani słowem tylko przyciągnął mnie do siebie i złączył razem nasze usta.
Oparłem dłonie ja jego klatce piersiowej by odepchnąć go od siebie i przerwać pocałunek, który niestety mi się podobał.
Czułem się jakbym zdradzał Danny'ego w tej chwili. Pomińmy fakt, że to on mnie zostawił i teraz chodzi z jakimś dzieciakiem.
-Cameron! - wreszcie odepchnąłem go od siebie. Zażenowany spuścił wzrok. - Nie mogę...
-Wiem, kochasz nadal Danny'ego i tak dalej. Rozumiem.
Przytaknałem.
-Gdyby było inaczej...
-Nie chcę tego słuchać, okej? Zachowaj to dla siebie, Ben. I zrozum, że on naprawdę cię zostawił. Nie wróci, nie łudź się. Zastanów się, pomyśl o dziecku. Lepiej byłoby mu bez prawdziwego ojca przez całe życie czy może z? Chociażby nie tym biologicznym – wskazał na siebie. - Mógłbym mu zastąpić Danny'ego. Wszystko byłoby dobrze. Bylibyśmy tylko ja, ty i dziecko. Pokochałbym je jak własne, a on zobaczyłby ile stracił.
-Przestań Cameron! - krzyknąłem wstając z trudem z sofy. - Nie mogę tego słuchać! Wyjdź, proszę cię.
-Podaj mi jeden powód dla którego nie chcesz być ze mną szczęśliwy. Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko.
-Bo nie chcę się znów rozczarować – szepnąłem. - Wyjdź.
Cameron zacisnął usta w cienką linię i wyszedł bez słowa trzaskając drzwiami, a ja osunąłem się po zimnej ścianie na podłogę zaczynając szlochać. Nagle dziwny, tępy ból przeszył mój brzuch.
-Boże, kurwa. Nie teraz. Jeszcze za wcześnie.
Syknąłem z bólu i chwyciłem za telefon wybierając numer Jamesa.



IX

Z trudem uchyliłem ociężałe powieki i powolnie przesunąłem wzrokiem po białym, małym pomieszczeniu. Na pewno nie byłem u siebie. Nagle wszystko sobie przypomniałem. Ten tępy ból, telefon do Cassellsa i jego zdenerwowany ton oznajmiający, że już jedzie, a potem odpłynąłem.
Spojrzałem w dół na swój brzuch...którego tam nie było. Zacząłem panikować. Łzy napłynęły mi do oczu kiedy pomyślałem, że z dzieckiem może być coś nie tak. Dwa miesiące za wcześnie.
Ktoś nagle cicho zapukał do drzwi.
-Wreszcie się obudziłeś – szepnął James i uśmiechnął się do mnie słabo. - Nastraszyłeś mnie.
-Gdzie dziecko? - zignorowałem jego słowa chcąc dowiedzieć się cokolwiek o niej czy o nim.
-Spokojnie, jest cała i zdrowa. Robią jej tylko badania, w końcu to wcześniak.
-Dziewczynka? - szepnąłem zadowolony. - Chcę ją zobaczyć. James, powiedz im, że chcę zobaczyć moje dziecko – zażądałem.
-Ej, spokojnie. Musisz odpoczywać. Było trochę komplikacji z tobą, więc nie szalej, dobra? Jak się prześpisz, to szybciej ją zobaczysz – powiedział jedynie i zostawił mnie samego.
Tak bardzo chciałem żeby Danny tu teraz ze mną był. Przytulił mnie i powiedział, że wszystko jest w porządku.
-Danny...- wyszeptałem słabo i schowałem twarz w dłoniach zaczynając płakać.
Za dużo pieprzonych emocji.
~
-Ostatni podpis i możecie jechać do domu – miła pielęgniarka podała mi długopis i jakieś dokumenty do wypełnienia i zostawiła mnie samego.
No...nie do końca. Dziecko leżało w nosidełku i kwiliło cicho, a Cameron z którym doszedłem do porozumienia ostatnio wpatrywał się w nią zauroczony.
-Więc...-zagadnął odwracając wzrok od małej i przenosząc go na mnie wskazując na dokument przede mną. - Jak ja nazwiesz?
-Hmm...- mruknąłem. Owszem, zastanawiałem się nad imionami, ale jakoś żadne nie przykuło mojej uwagi. Zmieniałem zdanie kilkanaście razy przeglądając setki stron internetowych z imionami i ich znaczeniami coby nie nadać jej jakiegoś nieodpowiedniego.
-Tylko proszę cię, nie Inamorta – zażartował Cam odnosząc się do jednej z naszych starych piosenek. - Znienawidziłaby cię.
Zaśmiałem się lekko pod nosem. Zdecydowałem.
-Skye Danielle – powiedziałem i wpisałem te dwa imiona w odpowiednie rubryki. - Skye Danielle Bruce, ładnie, prawda? - zapytałem patrząc na niego z ukosa i oddałem pielęgniarce dokumenty.
Cam przytaknął.
-Chodźmy już – powiedział i chwycił różowe nosidełko z dzieckiem.
-Daj mi ja, chcę się nacieszyć moim skarbem.
-Nie możesz dźwigać, masz zbyt świeże szwy – upomniał mnie przypominając zalecenia lekarza.
-Och, zamknij się i weź nas do domu – żartobliwie uderzyłem go w ramię i skierowaliśmy się do jego samochodu.
~
Minęło dwa i pół miesiąca od jej narodzin. I mimo iż kocham ją ponad wszystko, to czasem mam dość. Nie spałem dobrze od ponad czterech dni przez jej noce płacze i humorki.
Zwykle budzi się o pierwszej, płacze do drugiej lub trzeciej. Jeśli mi się poszczęści i mała się uspokoi, mam godzinę snu dla siebie, bo potem znów rozpoczyna się to samo, a ja powoli przestaję dawać radę. Zostałem sam. Nie mogę liczyć na pomoc Bex, bo specjalnie dla dziecka nie będzie latać z Anglii, James i Sam są zbyt zajęci sobą, a z Cameronem nie mam kontaktu odkąd znalazł sobie kogoś nowego.
Kilka razy złapałem się na tym, że wybierałem numer do Danny'ego. Pieprzona bezsilność. Wiedziałem, że nie odbierze i tak. Nie odbierał moich telefonów od prawie że roku, więc czemu miałby zrobić to teraz?
-Skarbie, proszę cię – łamiącym się głosem szepnąłem do dziecka biorąc je na ręce i zacząłem je delikatnie bujać. Rzuciłem okiem na godzinę. Punkt druga w nocy. W przyszłości Skye będzie bardzo punktualną osobą, może przysiąc.
Po godzinie bujania, chodzenia w te i wewte uspokoiła się jak zawsze i zasnęła.
Byłem już tak zmęczony, że nie miałem siły wrócić do własnej sypialni, więc usnąłem skulony na fotelu, na którym zwykle siadałem by nakarmić Skye.
Zapadłem w sen ciesząc się tą godziną zanim znów obudzi mnie jej płacz.
Około ósmej (o dziwo) dopiero zaczęła płakać. Od razu rzuciłem się do jej różowej kołyski i wziąłem ją na ręce opierając jej małe ciałko na swojej klatce piersiowej.
-Zjemy coś, prawda? - powiedziałem do niej. Ostatnio była jedyna osobą, do której mogłem otworzyć usta. - Wiem, że jesteś głodna – zmarszczyła lekko swój nosek. - Tak, ja też nie lubię twojego mleka w proszku, więc nie rób do mnie takich min.
Zeszliśmy na dół, położyłem małą na podłodze na kocu i poszedłem do kuchni skąd miałem idealny widok na nią. Przygotowałem mleko, sprawdziłem czy jest dostatecznie ciepłe i wróciłem do mojego dziecka. Chwile później już ochoczo ssała butelkę. Kiedy była cicho i nie płakała była naprawdę cudowna. Kiedy na nią patrzyłem rozpierała mnie duma. Jej włosy nabierały brązowo-rudego odcienia, a jej oczy były po prostu wielkie, otoczone długimi rzęsami. I były szaro-niebieskie. Moja mała piękna dziewczynka.
Wolną ręką chwyciłem za telefon i zrobiłem zdjęcie, które od razu dodałem na Twittera. Chwilę później posypały się pozytywne komentarze. To miłe, że moi fani nadal mnie wspierają mimo że opuściłem Asking Alexandrię. Z ciekawości wszedłem na profil Danny'ego. Rzuciłem okiem na wiadomości zapewne pisane po pijaku, a potem rzuciłem telefon gdzieś obok siebie.
-Twój tatuś jest pieprzonym dupkiem, wiesz? - zagaworzyłem słodko do córki. - Ale nie martw się, poradzimy sobie i bez niego. Będziemy tylko ty i ja, dobrze? - Czułem się trochę jak idiota kiedy mówiłem niczym niedorozwinięty do dziecka, które mnie nie rozumiało.
Kiedy skończyła całą butelkę, od razu usnęła. Pięknie, pośpi w dzień i nie da mi spokoju w nocy, ale chociaż teraz będę mógł chwilę odespać dzisiejszą noc. Zaniosłem ją do jej małego również różowego pokoiku, delikatnie aby się nie obudziła przebrałem w czyste body i położyłem w łóżeczku. Spojrzałem na nią ponownie, a uśmiech mimowolnie pojawił się n moich ustach. Była cudowna i idealna. Udała mi się.
Chciałbym żeby Danny ją zobaczył. Zdawałem sobie sprawę z tego, że gdyby nie ona, to Dan nadal byłby ze mną. Może nawet bylibyśmy już po ślubie. W końcu byliśmy zaręczeni. Nadal miałem pierścionek zaręczynowy od niego...schowany gdzieś na dnie szafy.
Ale nie miałem prawa jej osądzać za coś na co nie miała wpływu. Po prostu stało się. Jest moim małym szczęściem przez wpadkę. Bywa.
Korzystając z chwili spokoju, poszedłem w ślady małej i postanowiłem się przespać. Te jej nocne koncerty będę odsypiać przez następne pięć lat. Głos to ona miała.
Ziewnąłem przeciągle i ledwo przyłożyłem głowę do poduszki, zasnąłem.
~
Jak zza mgły dobiegł do mnie dzwonek mojego telefonu.
Chwyciłem go szybko i odebrałem.
-Sam, co do chuja? Dziecko mi obudzisz! - warknąłem cicho do słuchawki.
-Przepraszam, ale potrzebujemy twojej pomocy – słyszałem, że był pijany, więc nie wziąłem jego słów na poważnie. -Danny...
-Co z nim? - zareagowałem zbyt szybko na wspomnienie jego imienia. - Coś się stało? - dopytywałem.
-Nie wiem, on się upił i...
-Nic nowego – prychnąłem do słuchawki.
-Nie dajemy rady go uspokoić, cały czas bełkocze twoje imię, zaczyna za coś przepraszać, płacze. James próbował go uspokoić, ale dostał za to w twarz. Ben, on nikogo innego nie posłucha. Przyjedź, proszę cię – jego łamiący się głos ostatecznie mnie przekonał.
-Przyślij mi adres – rozłączyłem się bez pożegnania. Automatycznie spojrzałem na zegarek.
Jakim cudem była już jedenasta wieczór? Nie ważne, ważne, że Skye nadal grzecznie spała. Delikatnie by jej nie obudzić, założyłam na nią coś ciepłego i wsadziłem ją do nosidełka samochodowego.Nie mogłem jej zostawić samej. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś jej się stało pod moją nieobecność. Cicho zamknąłem za sobą drzwi i wyszliśmy na słabo oświetlony podjazd. Wsadziłem jej fotelik na tylne siedzenie samochodu i ruszyłem pod adres przysłany przez Sama. Doskonale widziałem gdzie jadę. Zwykły bar z którym wiązałem wiele wspomnień. To tu Danny zabrał mnie na pierwszą randkę. Na kolejną też. I na trzecią również. Ta ostatnia była szczególna, bo wtedy pocałował mnie po raz pierwszy. Był wtedy naprawdę świetnym facetem. Znaczy chłopakiem. Byliśmy wtedy jeszcze obydwoje dzieciakami zaczynającymi grać w tym samym zespole. Pamiętam, że wtedy miał jeszcze te czarne włos. Cholera, tęsknię za nim.
Szybko otarłem pojedynczą łzę, a chwilę później zaparkowałem przed wspomnianym barem.
Stali tam. Cała czwórka wraz z mężczyzną, którego nie widziałam prawie rok. Siedział na ziemi, oparty o mur budynku. Sam tuż obok niego poruszał szybko ustami, a Dan przytakiwał. Chyba rozmawiali. Cameron i James z zaniepokojonymi twarzami stali obok przypatrując się.
-Tatuś zaraz wróci – powiedziałem do śpiącego dziecka i wysiadłem z samochodu.
-Co się dzieje? - zapytałem kiedy do nich podszedłem.
-Za dużo wypił. Dużo za dużo – wyjaśnił równie podpity James. - I coś mu odpierdoliło.
-Mhm – mruknąłem jedynie lustrując wzrokiem Worsnopa. Faktycznie nie wyglądał najlepiej i coś majaczył pod nosem bez ładu i składu.
-Cameron, idź zobacz na dziecko – poleciłem mu nawet nie patrząc w jego kierunku.
Z założonymi rękami nadal patrzyłem na Danny'ego. Teraz stał na nogach trzymany przez Jamesa chroniąc go przed upadkiem.
-Proszę cię, weź go do siebie, a jutro możesz go wykopać. Cały czas mówił tylko o tobie na zmianę ze szlochaniem w rękach któregoś z nas – Sam spojrzał na mnie błagalnie.
Nie wiedziałem co o tym myśleć, ale z jednej strony było mi go żal. Słaniał się na nogach, ledwo mówił i raz po raz pociągał nosem. Płakał?
-Chcieliśmy go zawieźć do domu, zamówić taksówkę, ale nie chciał. Uparł się, że chce ciebie.
-Dobra – westchnąłem ciężko. - Wsadźcie go. Tylko cicho, Skye jest ze mną.
-Chodź kolego – James poprawił go na swoim ramieniu i ruszyli do samochodu. Chwilę później siedziałem już koło niego za kierownicą.
-Ratujesz nam dupę, Ben – powiedział Cassells.
-Trzymaj się – pożegnał się Cam i musnął dłonią mój policzek.
-Cześć – odparłem i odjechałem.
Po kilkuminutowej jeździe w ciszy dotarliśmy do domu. Od razu przeniosłem Skye do jej pokoju. Upewniając się, że śpi wróciłem po Danny'ego.
-Chodź – chwyciłem go półprzytomnego i zaprowadziłem do mojej sypialni. Nie miałem serca zostawiać go na tej twardej sofie w salonie.
Śpiącego przykryłem kocem. Wtulił twarz w poduszkę i chwilę później zaczął cicho pochrapywać. Przysiadłem na brzegu łóżka i poprawiłem mu kosmyk włosów.
Czemu on musiał wszystko tak utrudniać? Dopiero co nauczyłem się żyć bez niego.
Poczułem się zmęczony dzisiejszym dniem i poszedłem spać do pokoju gościnnego.

Rano jak zawsze wstałem, zrobiłem kawę, upewniłem się, że dziecko nadal spi i poszedłem do Danny'ego z wodą i aspiryną kiedy usłyszałem ciche przekleństwa dobiegające z sypialni. Ktoś tu się obudził z wielkim kacem. Zapukałem cicho i wszedłem.
Bez słowa usiadłem na brzegu łóżka i podałem mu wodę wraz z tabletkami. Wziął je u wymamrotał podziękowanie. Chwilę siedzieliśmy w ciszy rzucając sobie niezręczne spojrzenia. Nie wiedziałem co powiedzieć, czekałem na jego ruch.
-Głupio mi, Ben - wymamrotał spuszczając wzrok. - I dziękuję, że przyjechałeś. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Zachowałem się jak debil.
-Nic się nie stało – powiedziałem szczerze, bo wczorajsza złość już mi przeszła. Nie umiałem być na niego zły. Nie umiem być zły na osobę, którą nadal kocham.
-Słuchaj Ben. Wiem, że... -zaczął patrząc mi w oczy, ale przerwał mu rozdzierający płacz.
-Przepraszam, muszę do niej zajrzeć – powiedziałem i poszedłem do jej pokoju. Podszedłem do łóżeczka i wziąłem ją na ręce.
-Cześć księżniczko, nie płacz. Tatuś już jest – wyszeptałem do niej i wziąłem wolną ręką przygotowaną wcześniej butelkę z mlekiem. Usiadłem na fotelu i zacząłem ją karmić. Kiedy kończyła już butelkę, kątem oka dostrzegłem Danny'ego, który opierał się ramieniem o futrynę drzwi. Uśmiechnął się lekko wpatrzony w nas. Odstawiłem pustą butelkę na stolik. Kciukiem otarłem z jej małych ust kilka kropel mleka.
-Chcesz ją potrzymać? - zapytałem zachęcająco. Zdziwił się lekko, ale skinął głową. Podszedł do mnie, a ja delikatnie przekazałem mu dziecko i pokazałem jak trzymać. Usiadł w miejscu gdzie siedziałem przed chwilą ja. Wpatrywał się w nią zauroczony, jakby z miłością i szeptał do niej słowa, których nie mogłem zrozumieć. Ze Skye na rękach wyglądał idealnie. Prawie jakby od zawsze z nią był. Uniósł wzrok znad niej.
-Bolało? No wiesz?
-Poród? Nic z niego nie pamiętam. To jest jedyna pamiątka po tym – powiedziałem unosząc koszulkę i pokazując mu podłużną bliznę na brzuchu. Syknął widząc co. - Nie jest tak źle.
Posłał mi szybki uśmiech i znów skupił się na małej.
-Jak ją nazwałeś? - zapytał nie odrywając od niej wzroku. Jakby się w niej zakochał. Nie dziwię się. To dziecko to czysta perfekcja.
-Skye Danielle – odpowiedziałem. - Bruce.
Nie chciałem jego nazwiska. Spojrzał na mnie jakby zawiedziony. Cóż, nie moja wina. Trzeba było myśleć zanim mnie zostawił.
-Ben, wiem, że minął prawie rok, ale naprawdę...Przez ten czas nie przestałem o tobie myśleć. Nadal kocham cię jak cholera. Żałuję, że to zrobiłem. Żałuję, że cię zostawiłem. Was.
-Poradziłem sobie – odparłem obojętnym tonem, choć we mnie wszystko teraz szalało. Czekałem na to.
-Naprawdę przepraszam. Chcę cię z powrotem w moim życiu. I ją też. Moją córkę – wyszeptał patrząc mi w oczy. Zauważyłem tą szczerość. Mówił prawdę i naprawdę żałował. Może byłem idiotą, ale byłem gotowy mu teraz wybaczyć. Potrzebowałem go, miałem dość samotnego życia, bo to on był przez większą jego część jego sensem. - Jeśli dasz mi szansę, obiecuję, że będę z tobą już zawsze. Będę najlepszym ojcem dla naszego dziecka. Zachowałem się jak ostatni chuj i chcę to naprawić tylko daj mi szansę.
Przez ten czas kiedy on mówił miałem łzy w oczach. Zakryłem dłonią usta żeby nie zacząć szlochać.
Jakoś się uspokoiłem i otarłem łzy.
-Ani na chwilę nie przestałem cię kochać. Jutro chcę widzieć wszystkie twoje rzeczy w naszej szafie.
-A ja obrączkę na twoim palcu.



3 komentarze:

  1. Tak rozkminiałam w trakcie, czy Ben będzie tytułował się tatą czy mamą XD Mała miałaby ciężkie życie z tymi pięcioma zjebami, oj bieedna. Zapewne rozpieszczaliby, ale i tak miałaby trwały uraz na psychice. Dobrze, że się jednak zeszli ^^" Danny The Badass, dalej mnie wnerwia bo mu się nagle odmieniło i trudno, że mu przykro, i tak jest dupkiem. + najlepszy punkt programu, Sam i James razem aw aw aw <33333 Nie nadaję się na ich fankę, fml, wolę Jamesa, Sama i Camerona od Danny'ego i Bena, no h8.
    To teraz może coś z Jamesem? :D #justsayin
    /@kotovsyndrome_

    OdpowiedzUsuń
  2. To bylo piękne *-*
    cały czas płakałem ;cc

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń