Tak, znowu MPREG. Idgaf.
Komentarze naprawdę mile widziane.
I.
-Dzień dobry – mruknął
pod nosem Ben otwierając zaspane oczy. - Danny?
Lewa połowa łóżka była
pusta i od dłuższego czasu zimna. Czyli Danny wstał już dawno
temu mimo że była sobota i mieli jeszcze jakiś miesiąc jak nie
więcej do rozpoczęcia trasy po Stanach Zjednoczonych.
Ben niezadowolony z
nieobecności swojego chłopaka w łóżku, wstał i poszedł pod
prysznic.
Następnie jeszcze z
mokrymi, układającymi się w loczki włosami, w bokserkach i za
dużej koszulce Danny'ego zszedł do kuchni ich wspólnego domu. W
powietrzu unosił się zapach smażonych naleśników, a do jego uszu
dochodził cichy głos Danny'ego, który podśpiewywał pod nosem
jedną z piosenek Journey.
Ben uśmiechnął się
lekko widząc Danny'ego w tak dobrym humorze, co nie zdarzało się
często ostatnio.
-Cześć kochanie – Ben
objął go od tyłu, przytulając się do niego całym ciałem i
położył głowę na jego ramieniu. - Czemu tak wcześnie wstałeś?
Wiesz, że nie lubię się nudzić rano bez ciebie. Wolę kiedy
jesteś obok kiedy otwieram oczy i witasz mnie swoim uśmiechem, a
potem przytulasz mocniej do siebie – powiedział cicho zanudzając
głębiej twarz z zgięcie jego szyi. - Kocham cię, wiesz?
-Ja ciebie też – Dan
zaśmiał się lekko i obrócił się twarzą do Bena ujmując jego
policzki i obydwie dłonie i pocałował go w usta. Ben nie chcąc
przerywać pocałunku wplątał swoje dłonie w rudo-brązowe włosy
swojego chłopaka i pchnął go na kuchenny blat. Danny jęknął
kiedy poczuł usta Bena na swojej szyi, które wręcz wyprawiały z
nią cuda.
Dłonie młodszego powoli
schodziły w dół w stronę pośladków Bena ściskając je lekko,
co spotkało się z cichym pomrukiem aprobaty z jego strony.
-Ben, zapomniałeś,
prawda? - Danny oderwał się od jego ust i zapytał lekko
zawiedziony. Ben spojrzał na niego zdziwiony i zdezorientowany.
-Uświadomisz mnie z łaski
swojej? - Ben spojrzał na swojego partnera pytającym wzrokiem. Za
cholerę nie wiedział o co mu chodzi, dziś jest przecież zwykły
dzień jak co dzień, żadnych świąt. Zwykła letnia czerwcowa
sobota.
-Benny! - Danny faktycznie
wydawał się oburzony ty, że Ben naprawdę nie pamięta o ich dniu.
O siedemnastym czerwca. - Serio Ben? Czerwiec trzy lata temu nic ci
nie mówi?
Wtedy wpadło mu do głowy
jedno słowo.
-Rocznica! - oświecony
swoim własnym odkryciem i zażenowany tym, że o niej zapomniał,
podszedł do Danny'ego i po prostu go przytulił. - Kochanie
przepraszam. Głupio mi strasznie. I nie mam nic dla ciebie. Wiesz,
że nie mam pamięci do takich rzeczy – przyznał.
-Mówiłem, że nie lubię
prezentów. A teraz siadaj już – mruknął pod nosem i postawił
przed swoim chłopakiem talerz z naleśnikami, po czym sam usiadł
naprzeciw niego.
-To nie zmienia faktu, że
zapomniałem.
-Przecież nie jestem na
ciebie zły, kochanie – posłał mu pocieszający uśmiech.
Przez chwilę jedli w
milczeniu, raz po raz rzucając sobie ukradkowe spojrzenia, uśmiechy.
Nadal zachowywali się jak
zakochane nastolatki, którymi byli kilka lat temu kiedy się
poznali. Nic się nie zmieniło.
Danny nadal dużo
imprezował, pił na umór i okazjonalnie ćpał. A Ben jak to Ben
był tą spokojną połówką, która panowała nas Danny'm kiedy
zaczynał przesadzać. Także obydwoje dopełniali się idealnie.
-No to...-zaczął Ben
wstając od stołu i razem z Danny'm wygodnie ułożyli się na
sofie, Ben oczywiście wtulony w bok swojego chłopaka. - Już trzy
lata razem.
-Najlepsze trzy lata –
dodał Danny. - I nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tobą.
Może wyjdę teraz na jakiegoś beznadziejnego romantyka, ale
naprawdę z dnia na dzień kocham cię coraz mocniej. Po prostu nadal
nie mogę uwierzyć, że wytrzymujesz ze mną, jesteś przy mnie nie
wiadomo co by się działo i mimo tego, że kiedy się upiję czy
naćpam jestem dla ciebie strasznym chujem, to ty nadal jesteś ze
mną. - Ben wręcz zauroczony wpatrywał się w mówiącego
Danny'ego.
Pierwszy raz się tak
otworzył przed nim i powiedział coś tak szczerego. - Chciałbym
żebyś był ze mną zawsze.
-Przecież wiesz, że
nigdzie się nie wybieram – Ben powiedział cicho i złożył
delikatny pocałunek w kąciku ust swojego chłopaka. - Zawsze tu
będę.
-Wiem, ale...- zaczął
niepewnie.
-Ale co?
-Po prostu wyjdź za mnie,
co? - zapytał jak gdyby nigdy nic wyciągając małe pudełko z
obrączką w środku.
II
Gorąca
para wypełniała łazienkę. Jęki i krzyki rozchodziły się po
całym domu.
Ben,
ciasno przyciśnięty do ściany pod prysznicem, z nogami owiniętymi
wokół bioder Danny'ego jęczał głośno wprost do ucha swojego
chłopaka, raz po raz zatapiając zęby w jego szyi zostawiając na
niej wyraźne ślady i malinki.
Biodra
Danny'ego raz po raz poruszały się szybko wywołując u Bena coraz
to głośniejsze jęki.
-Boo-oże,
Danny! Zaraz...O tak, jeszcze raz!
Ostatnie
ruchy bioder, tym razem mocniejsze i Ben równo z Danny'm doszedł
trzymany przez jego mocne ramiona. Ben, zmęczony położył głowę
na ramieniu Danny'ego, który nadal z niego nie wychodząc, znów
zaczął się w nim delikatnie poruszać i równocześnie składał
na jego szyi delikatne pocałunki.
-Druga
runda? - zapytał Ben zmęczonym tonem.
-Spokojnie,
przecież w ciążę nie zajdziesz – zaśmiał się Danny, a chwilę
później łazienkę znów wypełniły ich jęki.
~
Ben's
P.O.V
Wszystko
było niezorganizowane, rzeczy i walizki porozrzucane wokoło, a w
dodatku pies Danny'ego biegał wszędzie przeszkadzając jak cholera.
-Danny,
kurwa chodź tu i pomóż mi z tym!
Od
dobrych dwóch lub trzech miesięcy promowaliśmy naszą nową płytę
i trzymiesięczną trasę koncertową po Stanach, ale oczywiście ja
i Danny musieliśmy sobie o niej przypomnieć dzień przed wyjazdem.
Cóż, byliśmy zajęci ciekawszymi rzeczami. Seks, krótka przerwa,
seks, jedzenie, sen, seks, seks pod prysznicem, seks...a potem znowu
seks i jeszcze raz seks.
Wokół
mnie wszędzie walały się ubrania moje i Danny'ego, które miałem
zamiar zapakować do naszych walizek.
-Co
chcesz? - w drzwiach naszej sypialni stanął Danny w samych
bokserkach. Obcisłych bokserkach. Bardzo.
Oderwałem
od niego swój wzrok i przeniosłem na twarz.
-Nie
daję rany z pakowaniem. Musisz kupować tyle ubrań?
-Kochanie,
to – wskazał na stertę ubrań koło łóżka. - To akurat twoje.
A teraz nie narzekaj tylko pakuj szybciej, bo rano musimy wstać. I
nie wołaj mnie już, bo nie mogę poziomu przejść! - rzucił na
odchodne i wrócił do naszego salonu skąd dobiegały odgłosy
jakiejś gry. Dzieciak.
Westchnąłem
ciężko i kontynuowałam pakowanie. Kurwa, znów jestem kobietą w
związku.
~
Dokładnie
o szóstej rano pod nasz dom zajechał bus z chłopakami, w którym
mieliśmy spędzić pieprzone trzy miesiące. Znowu te niewygodne
łóżka, ciasnota i łazienka w której mieściły się ledwo dwie
osoby. I weź tu seks uprawiaj.
-Wziąłeś
wszystko? - zapytałem zamykając za nimi drzwi i spojrzałem na
Danny'ego, który trzymał nasze bagaże.
-Boże,
tak! Drugi raz już pytasz.
-Dobra,
dobra, nie krzycz na mnie.
Schowałem
klucze do kieszeni, Danny przekazał walizki kierowcy, który miał
je jakoś jeszcze jakoś zmieścić zresztą i mogliśmy już
wchodzić do busa i jechać.
-Danny,
czekaj – chwyciłem jego dłoń zatrzymując go na chwilę. - Mogę
im powiedzieć? - spojrzałem znacząco na subtelną obrączkę na
moim palcu.
Chwycił
w dwa palce mój podbródek i przybliżając mnie do siebie złożył
na moich ustach czuły pocałunek.
-Nie
rozumiem czemu mielibyśmy się z tym kryć. Jestem wreszcie
szczęśliwy i chciałbym żeby wiedzieli o tym wszyscy. - Zakończył
swoją wypowiedź kolejnym pocałunkiem i otworzył przede mną drzwi
do tourbusa i przy okazji klepnął mnie w pośladek kiedy wchodziłem
po schodkach.
James,
Cam i Sam siedzieli w naszym prowizorycznym salonie każdy z butelką
piwa w dłoni. Czyli jak zawsze.
Przywitaliśmy
się z nimi, wymieniliśmy wiadomościami co tam u nas nowego i
ruszyliśmy.
Moją
wieść wolałem zachować na później.
Usiadłem
obok Danny'ego, który objął mnie w pasie i przyciągnął do
siebie. Reszta zespołu wiedziała, że jesteśmy razem, fani
również, więc byli przyzwyczajeni do takich sytuacji jak ta.
Kiedy
wypiłem już drugie czy trzecie piwo z kolei, czułem się już
bardziej rozluźniony i mniej zdenerwowany by powiedzieć chłopakom.
Odchrząknąłem
cicho chcąc zwrócić na siebie uwagę. Trzy pary oczu spojrzały na
mnie.
Wyciągnąłem
przed siebie dłoń ukazując na palcu złoto-czarną obrączkę.
Niczym nastolatka uśmiechałem się oczekując ich reakcji.
-Wiedziałem,
że wybierzesz ten! - powiedział Sam entuzjastycznie i przybił
Danny'emu piątkę.
A
później...później posypały się gratulacje i upiliśmy się do
nieprzytomności.
III
Następnego
dnia obudziłem się w miarę wcześnie wtulony w bok Dany'ego, który
cicho pochrapywał pod nosem. I śmierdział alkoholem. Momentalnie
zrobiło mi się niedobrze. Próbując nie obudzić mojego
narzeczonego i wyszedłem z łóżka. Cicho otworzyłem drzwi
łazienki aby nie narobić hałasu. Zamknąłem je za sobą i nagle
zwymiotowałem. Nigdy, ale to nigdy kurwa już nie tknę ani nie
wypiję alkoholu. Od dzisiaj! Ta noc mnie zniszczyła. I jeszcze te
tabletki od Camerona dobiły mnie kompletnie. Ale kogo ja oszukuję?
Dziś po koncercie znów upijemy się jak zawsze. Takie życie Asking
Alexandrii, cóż poradzić.
Korzystając
z tego, że nadal mam całą łazienkę dla siebie, wziąłem długi
prysznic, załatwiłem co miałem załatwić, a brudne ubrania
zostawiłem gdzieś na ziemi w kącie łazienki. Potem się nimi
zajmę, są zbyt przesiąknięte alkoholem. Owinąłem ręcznik wokół
bioder i wróciłem do swojej...naszej ''sypialni''. Danny'ego nie
było, czyli już wstał. Wziąłem jakieś czyste ubrania,
przebrałem się w nie i ułożyłem włosy. Odkąd jestem z Danny'm
nadmiernie o siebie dbam. Pomińmy fakt, że on przy mnie wygląda
jak bezdomny. Cóż, u mnie każda rzecz musiała być do siebie
dobrze dobrana, ewentualnie jakieś dodatki. Boże, jestem taki
gejowski.
Powinna
powstać skala ''od 1 do Bena Bruce'a jak bardzo gejowski jesteś.''
Zaśmiałem się pod nosem ze swojego marnego żartu i dołączyłem
do chłopaków, którzy siedzieli już w kuchni przy stole.
-Dzień
dobry – w odpowiedzi od nich dostałem jedynie jakieś ciche
pomruki. Widzę, że nie tylko ja schlałem się jak świnia. -Ktoś
wie kiedy dojedziemy na miejsce? - zapytałem biorąc jakieś płatki
i mleko.
-Nie
wiem. Jakieś trzy, cztery godziny? Ale gramy dopiero wieczorem -
wymamrotał Sam. On akurat wczoraj zniszczył się najbardziej.
Doszło nawet do tego, że obciągnął Jamesowi na naszych oczach.
Teraz obydwoje siedzą od siebie jak najdalej unikając swoich
spojrzeń.
Wszyscy
w ciszy jedliśmy, a później reszta rozeszła się do swoich koi.
Sam oczywiście uciekł pierwszy nadal unikając Jamesa. W salonie
zostaliśmy tylko ja i Danny, który paląc papierosa usiadł koło
mnie na skórzanej sofie. Zmieniłem pozycję i położyłem głowę
na jego kolanach.
-Tak
sobie pomyślałem – zacząłem niepewnie. - Że po trasie, kiedy
wrócimy do domu, to może zaczniemy planować ślub?
-Czemu
nie? Ale po co się tak śpieszyć?
-Po
prostu chcę i tyle – odparłem zwyczajnie. - Chcę żeby była
cała rodzina, nasi znajomi. O, a ty będziesz miał czarny garnitur
z czerwonym krawatem!
Danny
zaśmiał się jedynie i wywrócił oczyma zaciągając się po raz
kolejny papierosem.
-Ej,
nie zapędzaj się tak. Nie lepiej wziąć jakiś szybki ślub w
Vegas? Zero kłopotów i w pięć minut jesteśmy małżeństwem. No
i mamy akurat po drodze.
-Ty
sobie żartujesz, tak? - podniosłem się z jego kolan i patrząc na
niego zdenerwowany zapytałem oburzonym tonem.
-Nie,
czemu?
-Jesteś
chujem!
-Żartuję
przecież. Nie bądź taką pizdą – powiedział żartobliwie i
przyciągnął mnie do siebie tak że siedziałem twarzą do niego na
jego kolanach.
-Słuchaj
mnie uważnie – zaczął, a ja poczułem, że jego dłonie
delikatnie zaczynały masować moje biodra zataczając na nich małe
kółeczka. - Będziemy mieć najpiękniejszy ślub jakiego nikt
jeszcze nigdy nie widział. Zaprosimy nasze rodziny, wszystkich
przyjaciół, będziemy mieli wielki czekoladowy tort, a po tym
wszystkim wrócimy do domu i będziemy się kochać do samego rana.
Moje oczy zeszkliły się, na policzki wkradł się rumieniec, a na
ustach miałem szeroki uśmiech. Pokiwałem głową i pocałowałem
go.
-Kocham
cię, wiesz? - wyszeptał.
-Ja
ciebie też. Tak bardzo.
-WEŹCIE
POKÓJ DO CHOLERY! - krzyknął Cameron z końca busa.
IV
Te
trzy miesiące były najlepsze i najgorsze jednocześnie. Koncerty
były świetne, bilety wyprzedały się co do jednego i
imprezowaliśmy co wieczór. Niestety u mnie co rano z tym samym
skutkiem. Wlewałem w siebie litry alkoholu, a na następny dzień
lądowałem w toalecie. I tak co wieczór. Na szczęście dziś
wieczorem będziemy w domu. Odpocznę, przystopuję z alkoholem i
wszystko wróci do normy.
Właśnie
siedzieliśmy w busie, niektórzy dopakowywali swoje walizki i robili
porządek, bo przez ten ostatni czas zrobiliśmy naprawdę wielki
syf, że aż wstyd patrzeć.
Leżałem
właśnie w swoim łóżku próbując zasnąć żeby szybciej
zleciała ta droga i znaleźć się w domu. Kilka chwil później
zapadłem w sen. Na szczęście.
-Ben?
Benny, kochanie. Dojeżdżamy – cichy głos Danny'ego dobiegał do
moich uszu. Powoli uchyliłem powieki i zobaczyłem jego twarz przed
sobą. Uśmiechnął się lekko i pocałował mnie. Jego zarost
przyjemnie drapał mnie w twarz. Posunąłem się w głąb żeby
zrobić mu trochę miejsca, które od razu zajął i przytuliłem się
do jego boku. Dobrze mieć kogoś takiego jak on. - Za pół godziny
będziemy w domu. Jak się czujesz? - zapytał z troską w głosie.
Przez te ostatnie miesiące trasy zauważył, że nie najlepiej się
czułem, co niestety zauważył, a ja nie chciałem go martwić. Miał
już za dużo swoich problemów. Odkąd przyznał się swojej
rodzinie, że jest gejem i że jest zaręczony ze mną, oni tak po
prostu odwrócili się od niego. Zostawili go. Na szczęście moi
rodzice wiedzieli o naszej orientacji od dawna, więc nie było z
nimi żadnych problemów.
-Lepiej
już, przestań się martwić – posłałem mu pokrzepiający
uśmiech i przytuliłem się mocniej do jego boku. Nie lubiłem mu
kłamać. Prawda była taka, że z dnia na dzień czułem się coraz
gorzej. Codziennie rano budziłem się, miałem okropne mdłości w
efekcie czego lądowałem w łazience.
Miałem
nadzieję, że to nie było znów to. Od
razu wyrzuciłem tą myśl z głowy. Nie chciałem wracać do
przeszłości. To zamknięty rozdział, a ja byłem wtedy młody,
głupi i zakochany.
-Na pewno? Ben, naprawdę nie wyglądasz dobrze. Jesteś blady jak śmierć. Martwię się – przez jego zatroskany głos miałem ochotę się rozpłakać. Aż tak bardzo nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś się o mnie martwi.
-Na pewno? Ben, naprawdę nie wyglądasz dobrze. Jesteś blady jak śmierć. Martwię się – przez jego zatroskany głos miałem ochotę się rozpłakać. Aż tak bardzo nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś się o mnie martwi.
-Dan,
czy ja cię kiedyś okłamałem? - ależ ze mnie hipokryta. -
Wszystko jest dobrze, po prostu za dużo piłem. Wrócimy do domu,
odpoczniemy od trasy, zajmiemy się sobą i wszystko wróci do normy,
okej? - próbowałem go jakoś uspokoić, odwieść jego myśli ode
mnie, od mojego zdrowia.
Kotara
naszej koi nagle się rozsunęła i ujrzeliśmy Camerona.
-Jesteśmy
pod waszym domem – rzucił szybko i zniknął.
Wstaliśmy,
zabraliśmy swoje rzeczy i pożegnaliśmy się ze wszystkimi
dziękując za wspólną trasę.
-Daj
to – Danny odebrał z mojej dłoni walizkę i wręczył mi klucze.
- Otwórz jeśli możesz.
-Dan,
opanuj się. Mogę dźwigać swoje bagaże, nie jestem przecież
umierający – rzuciłem żartem i otworzyłem drzwi przepuszczając
go przodem. - Wreszcie w domu – mruknąłem pod nosem.
Nagle
rozdzwonił się telefon Danny'ego. Rozdrażniony przewrócił oczyma
i odebrał niezbyt miłym tonem.
-Halo?
- zmarszczył brwi słuchając swojego rozmówcy. - I ty jeszcze masz
czelność do mnie dzwonić po tym wszystkim? Nigdy tego nie zrobię,
pierdolcie się obydwoje – zdenerwowany rozłączył się i
odrzucił telefon z dala od siebie. Usiadł na sofie z chowając
twarz w dłoniach. Natychmiast usiadłem obok niego i objąłem go
próbując uspokoić.
-Kto
to był? - zapytałem cicho by bardziej do nie rozzłościć.
-Ojciec
– odparł roztrzęsionym głosem. - Znowu chciał żebym cię
zostawił i wrócił ''do normalności'' jako to określił.
-I
co ty na to?
-Przecież
słyszałeś – warknął zirytowany i spojrzał na mnie. - Nigdy,
ale to nigdy cię nie zostawię. Jesteś dla mnie zbyt ważny. Nawet
ważniejszy niż matka czy ojciec. Kocham cię nieprzerywanie od
trzech lat czy może więcej. Nie mógłbym cię tak po prostu
zostawić i odejść. Musisz być koło mnie, bo zaczynam wariować
bez ciebie – chwycił moje dłonie i zamknął je w swoich,
większych i ciepłych. - Dopełniasz mnie. Bez ciebie nie ma mnie.
Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez ciebie. I dlatego
oświadczyłem ci się w tak młodym wieku, bo wiem, że to już na
zawsze – w jego oczach zalśniły łzy, a po chwili jedna potoczyła
się po policzku. Pierwszy raz widziałem żeby płakał. Danny jest
typem człowieka, który wszystko trzyma w sobie i niechętnie mówi
o swoich uczuciach. Wyswobodziłem swoje dłonie z jego i przytuliłem
się do niego całym ciałem.
-Nawet
nie wyobrażasz sobie ile znaczą dla mnie twoje słowa –
wyszeptałem wtulony w niego. Poczułem delikatny pocałunek na
odsłoniętej szyi.
-Będzie
dobrze – powiedział pewnym głosem. Uwierzyłem.
V
Przez
kolejny tydzień w ogóle mi się nie poprawiało. Naprawdę
zaczynałem się martwić. Bałem się, że to znowu może być to.
Znów błąd młodości.
Danny'ego
nie było w domu, pojechał pozałatwiać sprawy w wytwórni i
odebrać Luci od naszych wspólnych znajomych.
Chwyciłem
za telefon i wybrałem numer jedynej zaufanej osoby. Zaraz po Danny'm
i chłopakach oczywiście. Po kilku sygnałach przywitał mnie
wesoły, dziewczęcy głos.
-Ben!
Nagle zachciało ci się do siostry dzwonić? Wstydź się, miesiąc
się nie odzywałeś. Ja trasa? Było dobrze? A jak z Danny'm? -
słowotok wypływał z ust mojej siostry niczym woda z wodospadu.
-Hej,
hej, spokojnie Bex. Trasa wypadła zajebiście, z Danny'm jeszcze
lepiej – odpowiedziałem krótko na jej pytania. Z telefonem przy
uchu usiadłem na jednym z foteli szykując się na dłuższą
rozmowę.
-Stało
się coś? - usłyszałem jej podejrzliwy głos. Mimo iż była
młodsza rozumiała wiele spraw, których nich inny nie mógł pojąć.
- Ben?
-Bex,
chyba mam problem – powiedziałem poważnie i streściłem jej
mniej więcej ostatnie trzy miesiące. Mój stan, jak się czułem,
co się działo i tym podobne sprawy. - Myślę, że to znowu się
stało – mój głos się załamał.
-Robiłeś
test? - zdecydowanym, ale opanowanym tonem zapytała. - Zrób test,
proszę cię.
-Bex,
ja się boję. Nie chcę znowu...
-Ben,
miałeś szesnaście lat, to nie była twoja wina, uspokój się.
Nagle
wszystko do mnie powróciło. Kiedy miałem szesnaście lat spotkałem
miłość mojego życia. Wtedy tak mi się wydawało. Miał na imię
Jack, obydwoje byliśmy młodzi, głupi i stało się. Byłem w
ciąży. Kiedy powiedziałem mu o tym zerwał ze mną jakiekolwiek
kontakty i zniknął. Tak po prostu. Musiałem je usunąć. To
zniszczyłoby mi życie, a teraz nagle powróciło.
Mam
dopiero dwadzieścia dwa lata (od aut. trochę odmłodziłam B. i D.
na potrzeby shota), osiągam sukcesy, mam kochającego narzeczonego.
Nie chcę tego zniszczyć, a Danny na pewno nie zareaguje pozytywnie.
Nienawidzi dzieci i kilkakrotnie mi o tym wspominał.
-Ben
– usłyszałem siostrę po drugiej stronie słuchawki. - Uspokój
się, będzie wszystko dobrze. Uwierz mi – jej kojący głos mnie
uspokoił.
-Dziękuję
– powiedziałem po prostu i rozłączyłem się.
Zerwałem
się ze swojego miejsca i wyszedłem z domu kierując się do
najbliższej apteki
Cały w nerwach
czekałem na powrót Danny'ego. Tak, test wyszedł pozytywnie. Jestem
w ciąży. Drugi, może trzeci miesiąc. Ostatnio kochaliśmy się
przed trasą, w dniu kiedy mi się oświadczył. Potem nie było
jakoś czasu, sposobności.
Usłyszałem
głośny trzask i do salonu wpadł Danny, a za nim wbiegła Luci.
Wyglądał na złego, wręcz wkurwionego. Podobno ostatnio miał
jakieś problemy z drugim zespołem – Harlot, a w dodatku merch
naszego zespołu źle się sprzedawał.
-Kurwa
mać! - zaklną, a ja lekko zadrżałem. - Mógłbyś tu chociaż
kurwa posprzątać! Cały dzień siedzisz tu i nic kurwa nie robisz.
Dużo od ciebie nie wymagam!
-Nie
wyżywaj się na mnie, bo miałeś zły dzień, dobrze? - podniosłem
na niego głos, ale nie krzyczałem. Nie chciałem bardziej się
denerwować w swoim stanie. - Danny proszę cię, uspokój się –
poprosiłem cicho, bo zaczynałem się już bać.
-Nie
rozkazuj mi. W ogóle zejdź mi z oczu, wkurwiasz mnie. - Wstałem ze
swojego miejsca i podszedłem do niego by go jakoś uspokoić. - Nie
słyszysz co się kurwa do ciebie mówi? Spierdalaj, po prostu idź
stąd.
Wziąłem
głęboki oddech. Pomyślałem, że bardziej zdenerwować się już
nie może.
-Danny,
jestem w ciąży – powiedziałem po prostu próbując opanować
drżenie głosu. - Będziemy mieli dziecko.
Momentalnie
się uspokoił i spojrzał na mnie nieobecnym głosem, a w powietrzu
zawisła niezręczna cisza. Otworzył usta, ale nic z nich nie
wyszło. Odwrócił ode mnie wzrok wpatrując się gdzieś w
przestrzeń przed nim.
-Usuń
to – powiedział cicho, wręcz szeptem.
Nie
takiej oczekiwałem odpowiedzi. Moje dłonie zaczęły się trząść,
a oczy zeszkliły się od łez.
-Nie
usunę kolejnego dziecka – powiedziałem pewnym, ale drżącym
głosem.
Dan
gwałtownie wstał.
-Jakie
do chuja kolejne dziecko? - wycedził przez zęby. Nie powiedziałem
nic, po prostu się bałem. -Jakie dziecko?! - powtórzył głośniej,
wręcz krzyknął. Cały drżąc podniosłem głowę i spojrzałem
gdzieś w bok, byleby nie na niego i zacząłem opowiadać. Kiedy
skończyłem odważyłem się na niego spojrzeć. Jego wściekła
mina nadal gościła na twarzy. - Nie, po prostu nie – powiedział
tylko i wyszedł z salonu kierując się do naszej sypialni.
Ja
nie ruszyłem się ze swojego miejsca. Czułem się jakby
sparaliżowany ze strachu. W dodatku domyślałem się co zaraz się
stanie. Moje obawy potwierdziły się kiedy stanął w drzwiach z
walizką i torbą w dłoni. Nawet Luci była już koło niego.
Jedynie
gniewnie spojrzał na mnie, ale jednak z pewnym smutkiem w oczach i
wyszedł.
Zostałem
sam. Zostaliśmy. Lekko gładząc swój już zaokrąglony brzuch
zacząłem płakać. Zostawił nas.
VI
Pierwszy
tydzień bez niego przepłakałem. Dzień i noc. Nawet nie miałem
siły wychodzić z łóżka, chociaż wiedziałem, że ten stan nie
może trwać wiecznie i muszę coś ze sobą zrobić, ale po prostu
nie miałem siły, nie widziałem sensu bez niego. Chłopaki z
zespołu próbowali się jakoś do mnie dodzwonić, ale odrzucałem
każde połączenie. Tak samo jak Danny odrzucał moje. Tak po prostu
już nie nie chciał? Po tym wszystkim co mi obiecał, po tych
wszystkich latach?
Ociężale
wstałem z łóżka choć wcale nie chciałem. Wolałem tu zostać i
umrzeć. Szczerze.
Spojrzałem
na swoje odbicie w lustrze. Zeszłego wieczoru ubrałem jedną z
koszulek Danny'ego, którą zostawił w pośpiechu tak jak wiele
innych rzeczy. Płożyłem dłoń na moim trzymiesięcznym brzuchu.
Westchnąłem jedynie i poszedłem pod prysznic. Później zszedłem
do kuchni gdzie jedynie otworzyłem lodówkę, zobaczyłem co w niej
jest i zamknąłem z powrotem. I tak nie byłem głodny, nawet nie
pamiętam kiedy ostatnio jadłem. Nie obchodziło mnie to.
Usłyszałem
pukanie do drzwi. Zignorowałem je po prostu.
-Ben!
Jasna cholera! - usłyszałem z zewnątrz znajomy głos. Od razu
rzuciłem się do drzwi.
-Co
ty tu robisz? Przyleciałaś prosto z Anglii? - zapytałem zdziwiony
i wziąłem w ramiona moją siostrę by przytulić ją mocno.
Przejąłem
od niej niedużą torbę i położyłem na schodach.
-Gdyby
nie to, że jesteś w ciąży, to skopałabym ci tyłek. Czy ty wiesz
w ogóle jak wyglądasz? - zapytała kiedy usiedliśmy w salonie by
porozmawiać. - Jesz coś w ogóle? Chcesz zagłodzić dziecko i
stracić ciążę? Myślisz w ogóle?
Potrząsnąłem
głową. Strata dziecka to ostatnia rzecz jakiej pragnę.
-Gdzie
Danny? - zapytała ostrożnie jakby wiedziała co się stało.
Na
samo wspomnienie jego imienia oczy napłynęły mi łzami.
-Zostawił
mnie – powiedziałem cicho. Siostra nic już nie powiedziała tylko
przytuliła mnie mocno, a moje emocje po prostu puściły i zacząłem
szlochać w jej ramie.
~
Dziś
mieliśmy umówioną wizytę u lekarza. Rebekah obudziła mnie koło
południa przynosząc śniadanie. Nie miałem na nie ochoty, ale
pilnowała mnie abym zjadł całe.
Koło
trzeciej czekaliśmy już w gabinecie na pojawienie się lekarza.
Chwilę później weszła wysoka blondynka z szerokim uśmiechem na
ustach.
-Witam,
pan Ben Bruce, tak? - zapytała i uścisnąłem jej dłoń.
-Ben
– poprawiłem ją.
Usiadła
za swoim biurkiem, wypełniła jakieś dokumenty i znów zwróciła
się do mnie.
-Ben
– zaczęła. - To twoja pierwsza ciąża? - Zaprzeczyłem ruchem
głowy. - Rozumiem. Czyli wiesz, że jesteś w lekko nietypowej
sytuacji – uśmiechnęła się lekko. - Ale spokojnie, to zdarza
się coraz częściej. Który miesiąc?
Wzruszyłem
ramionami.
-Nie
jestem pewny. Trzeci może.
-Sprawdźmy
to w takim razie – wskazała dłonią na miejsce gdzie miałem się
położyć. Potem na moim brzuchu znalazł się zimny i nieprzyjemny
żel, który kobieta zaczęła rozprowadzać jakimś urządzeniem.
-Popatrz
tu – blondynka palcem obrysowała jakiś kształt na biało-czarnym
ekranie. - To twoje dziecko. Początek czwartego miesiąca. Byłeś
blisko – uśmiechnęła się znów. - Chcecie zdjęcia?
-Nie
– powiedziałem krótko.
-A
ja poproszę – odezwała się moja siostra. - Nawet dwa. Chcę mieć
swoją siostrzenicę albo siostrzeńca przy sobie.
Dwadzieścia
minut później było już po wszystkim i mogliśmy stamtąd wyjść.
Wyciągnąłem paczkę papierosów i już miałem odpalić, ale
papieros wręcz został mi wyrwany z ręki.
-Czy
ciebie pojebało? Jeszcze raz cię z tym zobaczę, to ci coś zrobię
– Bex zagroziła i wyrzuciła moje papierosy do pobliskiego kosza
na śmieci. - A teraz idziemy coś zjeść, chodź – zarządziła i
pociągnęła mnie za rękę w stronę jakiejś knajpki.
Zajęliśmy
jeden z wolnych stolików. Chwilę później podeszła kelnerka i
przyjęła nasze zamówienia.
-Jak
się czujesz? Wiesz, z myślą, że będziesz mieć dziecko.
-A
jak mam się czuć kiedy jego ojciec gdzieś spierdolił, co?
-Kochany,
on nie jest ciebie wart w takim razie jeśli to zrobił, wierz mi.
Poradzisz sobie bez niego.
Zrobiłem
coś co miało być uśmiechem. Chciałem uwierzyć w jej słowa.
Później
przyszło nasze zamówienie i wzięliśmy się w milczeniu za
jedzenie.
-Ben?
- usłyszałem znajomy głos za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem
całą trójkę. Cameron, James i Sam. Ta ostatnia dwójka o dziwo
trzymała się za dłonie. - Czemu nie obierasz telefonów od nas?
Martwiliśmy się.
Ja
i Bex zrobiliśmy im miejsce by mogli się dosiąść. Oni jeszcze
nie wiedzieli. Ani o ciąży, ani o tym, że Danny mnie zostawił.
Żyli w błogiej nieświadomości, której im cholernie zazdrościłem.
-Coś
się dzieje Ben? - zapytał ostrożnie James wpatrując się we mnie
natarczywie. - Przez ostatni czas ani ty ani Dan nie odbieraliście
naszych telefonów. Myślałem, że gdzieś razem wyjechaliście czy
coś.
Spuściłem
głowę i zacząłem nerwowo przygryzać wargę z moimi kolczykami.
Co miałem im powiedzieć? Tak po prostu z uśmiechem na ustach
''słuchajcie chłopaki, jestem w ciąży i Danny mnie zostawił, a
ja nie radzę sobie z tym wszystkim''?
Bex
chwyciła mnie za dłoń i ścisnęła pocieszająco.
-Ben,
to zaczyna robić się dziwne – Sam w końcu przerwał ciszę. -
Wiesz, że mimo wszystko możesz na nas liczyć nie ważne co by się
działo, prawda?
-Benji
jest w ciąży, a ten chuj, a wasz przyjaciel go zostawił kiedy się
o tym dowiedział. Zadowoleni? - odezwała się nagle Rebekah
zirytowanym głosem. Zapadła cisza. Znowu.
VII
-A
tutaj jest główka, widzicie? To zaokrąglone – moja siostra z
wielkim uśmiechem na ustach wskazywała poszczególne elementy na
małym zdjęciu z mojego USG.
-A
to co? - James z zaciekawieniem na twarzy wskazał na coś palcem. -
To chyba rączka, nie?
-Głupku,
to noga przecież – zaśmiał się Sam. Jak tu jest brzuszek, to tu
na dole jest nóżka, no nie?
-Nie
ważne, wszystko i tak jest małe – wtrącił się siedzący obok
Cameron z lampką wina w dłoni. Mi nalali sok porzeczkowy. Zacząłem
sądzić, że się ze mnie nabijają.
Szczerze
mówiąc, to cała trójka przyjęła to wszystko bardzo dobrze, ale
oczywiście byli wkurwieni na Danny'ego za to jak postąpił. Kto by
nie był, prawda?
Późnym
wieczorem cała czwórka, prócz mnie była już mocno wstawiona i
powoli rozchodzili się do domów.
Zataczającą
się siostrę zaprowadziłem do jej tymczasowego pokoju, a Sam i
James zebrali się razem już wcześniej.
Cameron
i ja staliśmy teraz koło drzwi, czekałem aż się ubierze, bo w
jego stanie...cóż, nie mógł robić tego za szybko.
Zapiął
zamek swojej skórzanej kurtki i spojrzał na mnie. Niezręczna cisza
zapadła między nami.
-Uważaj
na siebie. Nie chcę żeby coś się stało tobie czy dziecku –
powiedział obejmując mnie na pożegnanie. - Gdybyś czegoś
potrzebował, chciał gdzieś wyjść, to dzwoń, dobrze?
Pokiwałem
jedynie głową ucieszony z jego słów.
-Dobranoc
– pożegnałem go i zamknąłem za nim drzwi. Zmęczony po
dzisiejszym dniu powlokłem się do sypialni mojej i Danny'ego,
przebrałem się w jedną z jego koszulek i położyłem się w łóżku
po jego stronie. Lekko pogładziłem brzuch na dobranoc i zasnąłem.
VIII
Następnego
dnia musiałem odwieźć Rebeccę na lotnisko. Teraz bez niej
wszystko wróci do poprzedniego stanu. Przed nią cały czas
udawałem, że wszystko jest w porządku, uśmiechałem się,
normalnie funkcjonowałem, nie chciałem żeby się martwiła.
Nie
było dnia żebym nie myślał o Danny'm. Wciąż się łudziłem, że
pewnego dnia po prostu wróci do mnie, obudzę się rano, a on
będzie leżał obok mnie. Mocno przytuli i powie, że kocha.
Ten
czas bez niego jest straszny. Nie rozumiem czemu to zrobił. Przecież
dziecko to nic złego. Owszem, jesteśmy młodzi, niedoświadczeni,
ale poradzilibyśmy sobie i wszystko byłoby dobrze.
Znowu
zacząłem płakać w jego poduszkę. Już setki razy próbowałem
się do niego dodzwonić, ale nie odbierał albo odrzucał moje
połączenia. Tak bardzo chciałem usłyszeć jego głos. Chociaż
jedno słowo. Nadal nosiłem pierścionek zaręczynowy. Cząstka mnie
gdzieś tam głęboko wierzyła, że będzie lepiej.
~
Z
tygodnia na tydzień czułem się coraz gorzej. Po prostu nie miałem
ochoty żyć. Bo po co? Owszem, jest jeszcze dziecko, kocham je, no
ale...właśnie – ciągle było to ''ale''.
Raz
na jakiś czas odwiedzali mnie chłopaki. Pytali co u mnie i malucha.
Odpowiadałem, oczywiście kłamałem, że wszystko jest dobrze.
Opowiadali
co w zespole, jak się sprawuje nowy gitarzysta. Delikatnie
podpytywałem o Danny'ego. Nie powiedzieli wiele, trzymali dystans.
Nadal byli na niego źli. Nie powinni, nie chciałem żeby z mojego
powodu były między nimi konflikty.
Dziś
zaczynał się mój szósty miesiąc, a zarazem drugi odkąd
Danny'ego tu nie ma. Mój brzuch zaczął naprawdę mocno się
odznaczać. Był po prostu duży i okrągły. Przestałem się
mieścić w swoje rzeczy i musiałem korzystać z tych, które
pozostawił Danny. Niestety nie było to dla mnie dobre, bo każda
rzecz z osobna przypominała mi o nim.
Poczułem
lekkie kopnięcie. Odruchowo pogładziłem dłonią mój brzuch żeby
uspokoić maleństwo.
Od
kiedy mój brzuch zaczął być większy, dziecko kopało coraz
częściej. Za każdym razem uśmiechałem się smutno, bo dzięki
temu wiedziałem, że mam w sobie cząstkę Danny'ego. To w pewnym
sensie utrzymywało mnie przy życiu. Dosłownie.
Jak
co rano wziąłem zalecane przez panią doktor leki i witaminy, potem
zjadłem jakieś małe śniadanie i postanowiłem zadzwonić do
Camerona i skorzystać z jego oferty.
Miałem
dość siedzenia w domu i martwienia się o wszystko. No i oczywiście
muszę kupić coś dla dziecka, bo nie mam nic, a rozwiązanie coraz
bliżej.
Wybrałem
jego numer.
-Halo?
- po kilku sygnałach odezwał się zaspany głos.
-Cam,
przepraszam, obudziłem cię? - zapytałem przygryzając niepewnie
wargę.
-Nie,
nie – odpowiedział szybko. - Potrzebujesz czegoś, coś się
stało?
-W
sumie tak. Potrzebuję cię – zdałem sobie sprawę jak to
brzmiało, więc szybko się poprawiłem. - To znaczy...muszę wyjść
na duże zakupy. Wiesz, dla dziecka.
-Rozumiem
– przytaknął. - Będę za godzinę, może pół.
Pożegnaliśmy
się i sam zacząłem się przygotowywać do wyjścia. Była późna,
ale ciepła jesień, więc narzuciłem tylko na siebie jakąś dużą
bluzę i byłem gotowy do wyjścia.
~
-Boże
Ben! Urosłeś! - powiedział Cameron entuzjastycznie kiedy wsiadłem
do jego samochodu i przytulił mnie jak to miał ostatnio w
zwyczaju. - Jak się czujesz? - zapytał nie odrywając wzroku od
drogi. Kierowaliśmy się w stronę jednej z dużych galerii. Dawno
nie byłem wśród ludzi i trochę się denerwowałem.
-W
porządku - odpowiedziałem jak zawsze. - Tylko młoda ostatnio
strasznie szaleje. Kopie i w ogóle – powiedziałem gładząc lekko
brzuch.
-Młoda?
-zapytał unosząc brew. - Skąd wiesz, że będzie dziewczynka?
-Tak
czuję. I chcę mieć córkę. Byłoby świetnie – uśmiechnąłem
się lekko pod nosem.
-Będzie
miała najlepszego ojca na świecie – powiedział Cam, a mnie
zrobiło się ciepło na sercu słysząc te słowa.
~
-Gdzie
najpierw? - zapytał lekko zdezorientowany Liddell rozglądając się
wokoło niepewnie.
-Tam
– wskazałem na sklep z niebieskim misiem w nazwie. Chwyciłem go
za dłoń i pociągnąłem w tamtym kierunku.
Kiedy
weszliśmy, od razu w oczy rzuciła mi się malutka, urocza różowa
sukienka. Bez zastanowienia wrzuciłem ją do koszyka, który trzymał
Cam. Zaśmiałem się lekko widząc go pomiędzy regałami z tymi
wszystkimi dziecięcymi rzeczami.
On
– cały ubrany na czarno, w poszarpanych spodniach i w koszulce,
która idealnie eksponowała jego tatuaże stał i porównywał w
dłoniach dwie przytulanki.
-No
co? - zapytał kiedy tak na niego patrzyłem.
-Nic,
nic – odpowiedziałem szybko i wrzuciłem kolejną rzecz do
koszyka. A potem następną i jeszcze następną. I tak przez kolejne
dwie godziny.
-Ben,
myślę, że już starczy - usłyszałem Camerona kiedy
zastanawiałem się nas kocykiem w kolorze jasno różowym i ciemno
różowym. Spojrzałem na jego zmęczona twarz. - Zrozumiem wszystko,
ale nie cały dzień w takim sklepie. Tu jest za słodko! Chodź,
idziemy do kasy - chwycił mnie za dłoń i poszliśmy zapłacić za
wszystko.
~
Cam
z dokładnie ośmioma torbami, w których były rzeczy dla dziecka
spojrzał na mnie błagalnie.
-Spokojnie,
teraz idziemy coś zjeść, a potem jedziemy do mnie, okej? Wiszę ci
za to wszystko dobre wino.
Wolnym
krokiem szliśmy korytarzem galerii szukając jakiegoś dobrego
miejsca by się zatrzymać i zjeść. Maluch od dłuższego czasu
domagał się czegoś do jedzenia, więc i ja również. Pogłaskałem
lekko brzuch uspokajając go albo ją.
-Może
tu? - Cameron wskazał na restaurację Taco Bell. Pokiwałem głową
i weszliśmy.
Usiedliśmy
przy wolnym stoliku.
-Cam?
- zapytałem marszcząc czoło. Właśnie w tej chwili do tej samej
restauracji wszedł Danny i jakiś nieznany mi chłopak. Młodszy ode
mnie, to było widać od razu. Kolejną rzeczą, którą zauważyłem
była dłoń mojego
Danny'ego na biodrach
tego chłopaka.
Nasze
spojrzenia się spotkały. Wyglądał na zaskoczonego widząc mnie. -
Wyjdźmy stąd – nie czekając na niego, wstałem i skierowałem
się do wyjścia.
To
nie tak, że nie chciałem go widzieć, ale po prostu jego widok
nadal sprawiał mi ból. Teraz najchętniej bym się na niego rzucił,
przytulił i nie pozwolił odejść już nigdy.
Przechodząc
obok niego spuściłem jedynie wzrok i wyszedłem stamtąd.
~
-Dupek.
Pieprzony dupek! - siedząc wtulony w Camerona łkałem w jego
koszulkę. Objął mnie jedynie mocniej i nieśmiało położył dłoń
na moim zaokrąglonym brzuchu gładząc go lekko.
-Ciii,
uspokój się – próbował mnie jakoś uspokoić, ale
bezskutecznie, bo z minuty na minutę mój płacz stopniowo zmieniał
się wręcz w histerię.
-Ale
Cam...-pociągnąłem nosem i odsunąłem się od niego by spojrzeć
w twarz. - Zostawił mnie bez słowa wyjaśnienia, uciekł jak
tchórz. Rozumiesz to? Jestem w ciąży z jego dzieckiem. Noszę
sobie jego część. Część której on nie chce. Ja sam nawet nie
wiem czy chcę tego – spuściłem wzrok w dół z lekką odrazą.
-Co?
- Cameron oburzony zmarszczył gniewnie brwi. - Żartujesz sobie?
Posłuchaj mnie uważnie.
Chwycił
moją twarz w dłonie kciukami ocierając łzy. Ten gest lekko mnie
uspokoił. Dla otuchy posłał mi lekki uśmiech, który z trudem
odwzajemniłem, ale jednak. Czekałem aż on się odezwie.
-Na
początku chciałbym ci powiedzieć, że cię podziwiam. Za to jak
sobie radzisz, jak wytrzymujesz to wszystko i za to jak silny jesteś.
Ben, jesteś świetnym facetem. Utalentowanym, mądrym przystojnym.
Będziesz naprawdę dobrym ojcem. Dasz sobie z tym wszystkim radę.
Wiem to i wierzę w ciebie. Pamiętaj, że zawsze ja i chłopaki
jesteśmy tu dla ciebie. A w szczególności ja. Jestem tu dla ciebie
zawsze.
-Cameron...ja...
- odezwałem się aby mu przerwać, bo zaczynałem się domyślać co
jeszcze chciał powiedzieć. Nie chciałem słyszeć tych słów z
jego ust, kiedy wiedziałem, że Cameron lubi mnie bardziej niż
powinien. On jednak nie odezwał się ani słowem tylko przyciągnął
mnie do siebie i złączył razem nasze usta.
Oparłem
dłonie ja jego klatce piersiowej by odepchnąć go od siebie i
przerwać pocałunek, który niestety mi się podobał.
Czułem
się jakbym zdradzał Danny'ego w tej chwili. Pomińmy fakt, że to
on mnie zostawił i teraz chodzi z jakimś dzieciakiem.
-Cameron!
- wreszcie odepchnąłem go od siebie. Zażenowany spuścił wzrok. -
Nie mogę...
-Wiem,
kochasz nadal Danny'ego i tak dalej. Rozumiem.
Przytaknałem.
-Gdyby
było inaczej...
-Nie
chcę tego słuchać, okej? Zachowaj to dla siebie, Ben. I zrozum, że
on naprawdę cię zostawił. Nie wróci, nie łudź się. Zastanów
się, pomyśl o dziecku. Lepiej byłoby mu bez prawdziwego ojca przez
całe życie czy może z? Chociażby nie tym biologicznym – wskazał
na siebie. - Mógłbym mu zastąpić Danny'ego. Wszystko byłoby
dobrze. Bylibyśmy tylko ja, ty i dziecko. Pokochałbym je jak
własne, a on zobaczyłby ile stracił.
-Przestań
Cameron! - krzyknąłem wstając z trudem z sofy. - Nie mogę tego
słuchać! Wyjdź, proszę cię.
-Podaj
mi jeden powód dla którego nie chcesz być ze mną szczęśliwy.
Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko.
-Bo
nie chcę się znów rozczarować – szepnąłem. - Wyjdź.
Cameron
zacisnął usta w cienką linię i wyszedł bez słowa trzaskając
drzwiami, a ja osunąłem się po zimnej ścianie na podłogę
zaczynając szlochać. Nagle dziwny, tępy ból przeszył mój
brzuch.
-Boże,
kurwa. Nie teraz. Jeszcze za wcześnie.
Syknąłem
z bólu i chwyciłem za telefon wybierając numer Jamesa.
IX
Z trudem uchyliłem ociężałe powieki i powolnie
przesunąłem wzrokiem po białym, małym pomieszczeniu. Na pewno nie
byłem u siebie. Nagle wszystko sobie przypomniałem. Ten tępy ból,
telefon do Cassellsa i jego zdenerwowany ton oznajmiający, że już
jedzie, a potem odpłynąłem.
Spojrzałem w dół na swój brzuch...którego tam nie
było. Zacząłem panikować. Łzy napłynęły mi do oczu kiedy
pomyślałem, że z dzieckiem może być coś nie tak. Dwa miesiące
za wcześnie.
Ktoś nagle cicho zapukał do drzwi.
-Wreszcie się obudziłeś – szepnął James i
uśmiechnął się do mnie słabo. - Nastraszyłeś mnie.
-Gdzie dziecko? - zignorowałem jego słowa chcąc
dowiedzieć się cokolwiek o niej czy o nim.
-Spokojnie, jest cała i zdrowa. Robią jej tylko
badania, w końcu to wcześniak.
-Dziewczynka? - szepnąłem zadowolony. - Chcę ją
zobaczyć. James, powiedz im, że chcę zobaczyć moje dziecko –
zażądałem.
-Ej, spokojnie. Musisz odpoczywać. Było trochę
komplikacji z tobą, więc nie szalej, dobra? Jak się prześpisz, to
szybciej ją zobaczysz – powiedział jedynie i zostawił mnie
samego.
Tak bardzo chciałem żeby Danny tu teraz ze mną był.
Przytulił mnie i powiedział, że wszystko jest w porządku.
-Danny...- wyszeptałem słabo i schowałem twarz w
dłoniach zaczynając płakać.
Za dużo pieprzonych emocji.
~
-Ostatni podpis i możecie jechać do domu – miła
pielęgniarka podała mi długopis i jakieś dokumenty do wypełnienia
i zostawiła mnie samego.
No...nie do końca. Dziecko leżało w nosidełku i
kwiliło cicho, a Cameron z którym doszedłem do porozumienia
ostatnio wpatrywał się w nią zauroczony.
-Więc...-zagadnął odwracając wzrok od małej i
przenosząc go na mnie wskazując na dokument przede mną. - Jak ja
nazwiesz?
-Hmm...- mruknąłem. Owszem, zastanawiałem się nad
imionami, ale jakoś żadne nie przykuło mojej uwagi. Zmieniałem
zdanie kilkanaście razy przeglądając setki stron internetowych z
imionami i ich znaczeniami coby nie nadać jej jakiegoś
nieodpowiedniego.
-Tylko proszę cię, nie Inamorta – zażartował Cam
odnosząc się do jednej z naszych starych piosenek. -
Znienawidziłaby cię.
Zaśmiałem się lekko pod nosem. Zdecydowałem.
-Skye Danielle – powiedziałem i wpisałem te dwa
imiona w odpowiednie rubryki. - Skye Danielle Bruce, ładnie, prawda?
- zapytałem patrząc na niego z ukosa i oddałem pielęgniarce
dokumenty.
Cam przytaknął.
-Chodźmy już – powiedział i chwycił różowe
nosidełko z dzieckiem.
-Daj mi ja, chcę się nacieszyć moim skarbem.
-Nie możesz dźwigać, masz zbyt świeże szwy –
upomniał mnie przypominając zalecenia lekarza.
-Och, zamknij się i weź nas do domu – żartobliwie
uderzyłem go w ramię i skierowaliśmy się do jego samochodu.
~
Minęło dwa i pół miesiąca od jej narodzin. I mimo
iż kocham ją ponad wszystko, to czasem mam dość. Nie spałem
dobrze od ponad czterech dni przez jej noce płacze i humorki.
Zwykle budzi się o pierwszej, płacze do drugiej lub
trzeciej. Jeśli mi się poszczęści i mała się uspokoi, mam
godzinę snu dla siebie, bo potem znów rozpoczyna się to samo, a ja
powoli przestaję dawać radę. Zostałem sam. Nie mogę liczyć na
pomoc Bex, bo specjalnie dla dziecka nie będzie latać z Anglii,
James i Sam są zbyt zajęci sobą, a z Cameronem nie mam kontaktu
odkąd znalazł sobie kogoś nowego.
Kilka razy złapałem się na tym, że wybierałem numer
do Danny'ego. Pieprzona bezsilność. Wiedziałem, że nie odbierze i
tak. Nie odbierał moich telefonów od prawie że roku, więc czemu
miałby zrobić to teraz?
-Skarbie, proszę cię – łamiącym się głosem
szepnąłem do dziecka biorąc je na ręce i zacząłem je delikatnie
bujać. Rzuciłem okiem na godzinę. Punkt druga w nocy. W
przyszłości Skye będzie bardzo punktualną osobą, może przysiąc.
Po godzinie bujania, chodzenia w te i wewte uspokoiła
się jak zawsze i zasnęła.
Byłem już tak zmęczony, że nie miałem siły wrócić
do własnej sypialni, więc usnąłem skulony na fotelu, na którym
zwykle siadałem by nakarmić Skye.
Zapadłem w sen ciesząc się tą godziną zanim znów
obudzi mnie jej płacz.
Około ósmej (o dziwo) dopiero zaczęła płakać. Od
razu rzuciłem się do jej różowej kołyski i wziąłem ją na ręce
opierając jej małe ciałko na swojej klatce piersiowej.
-Zjemy coś, prawda? - powiedziałem do niej. Ostatnio
była jedyna osobą, do której mogłem otworzyć usta. - Wiem, że
jesteś głodna – zmarszczyła lekko swój nosek. - Tak, ja też
nie lubię twojego mleka w proszku, więc nie rób do mnie takich
min.
Zeszliśmy na dół, położyłem małą na podłodze na
kocu i poszedłem do kuchni skąd miałem idealny widok na nią.
Przygotowałem mleko, sprawdziłem czy jest dostatecznie ciepłe i
wróciłem do mojego dziecka. Chwile później już ochoczo ssała
butelkę. Kiedy była cicho i nie płakała była naprawdę cudowna.
Kiedy na nią patrzyłem rozpierała mnie duma. Jej włosy nabierały
brązowo-rudego odcienia, a jej oczy były po prostu wielkie,
otoczone długimi rzęsami. I były szaro-niebieskie. Moja mała
piękna dziewczynka.
Wolną ręką chwyciłem za telefon i zrobiłem zdjęcie,
które od razu dodałem na Twittera. Chwilę później posypały się
pozytywne komentarze. To miłe, że moi fani nadal mnie wspierają
mimo że opuściłem Asking Alexandrię. Z ciekawości wszedłem na
profil Danny'ego. Rzuciłem okiem na wiadomości zapewne pisane po
pijaku, a potem rzuciłem telefon gdzieś obok siebie.
-Twój tatuś jest pieprzonym dupkiem, wiesz? -
zagaworzyłem słodko do córki. - Ale nie martw się, poradzimy
sobie i bez niego. Będziemy tylko ty i ja, dobrze? - Czułem się
trochę jak idiota kiedy mówiłem niczym niedorozwinięty do
dziecka, które mnie nie rozumiało.
Kiedy skończyła całą butelkę, od razu usnęła.
Pięknie, pośpi w dzień i nie da mi spokoju w nocy, ale chociaż
teraz będę mógł chwilę odespać dzisiejszą noc. Zaniosłem ją
do jej małego również różowego pokoiku, delikatnie aby się nie
obudziła przebrałem w czyste body i położyłem w łóżeczku.
Spojrzałem na nią ponownie, a uśmiech mimowolnie pojawił się n
moich ustach. Była cudowna i idealna. Udała mi się.
Chciałbym żeby Danny ją zobaczył. Zdawałem sobie
sprawę z tego, że gdyby nie ona, to Dan nadal byłby ze mną. Może
nawet bylibyśmy już po ślubie. W końcu byliśmy zaręczeni. Nadal
miałem pierścionek zaręczynowy od niego...schowany gdzieś na dnie
szafy.
Ale nie miałem prawa jej osądzać za coś na co nie
miała wpływu. Po prostu stało się. Jest moim małym szczęściem
przez wpadkę. Bywa.
Korzystając z chwili spokoju, poszedłem w ślady małej
i postanowiłem się przespać. Te jej nocne koncerty będę odsypiać
przez następne pięć lat. Głos to ona miała.
Ziewnąłem przeciągle i ledwo przyłożyłem głowę
do poduszki, zasnąłem.
~
Jak zza mgły dobiegł do mnie dzwonek mojego telefonu.
Chwyciłem go szybko i odebrałem.
-Sam, co do chuja? Dziecko mi obudzisz! - warknąłem
cicho do słuchawki.
-Przepraszam, ale potrzebujemy twojej pomocy –
słyszałem, że był pijany, więc nie wziąłem jego słów na
poważnie. -Danny...
-Co z nim? - zareagowałem zbyt szybko na wspomnienie
jego imienia. - Coś się stało? - dopytywałem.
-Nie wiem, on się upił i...
-Nic nowego – prychnąłem do słuchawki.
-Nie dajemy rady go uspokoić, cały czas bełkocze
twoje imię, zaczyna za coś przepraszać, płacze. James próbował
go uspokoić, ale dostał za to w twarz. Ben, on nikogo innego nie
posłucha. Przyjedź, proszę cię – jego łamiący się głos
ostatecznie mnie przekonał.
-Przyślij mi adres – rozłączyłem się bez
pożegnania. Automatycznie spojrzałem na zegarek.
Jakim cudem była już jedenasta wieczór? Nie ważne,
ważne, że Skye nadal grzecznie spała. Delikatnie by jej nie
obudzić, założyłam na nią coś ciepłego i wsadziłem ją do
nosidełka samochodowego.Nie mogłem jej zostawić samej. Nie
wybaczyłbym sobie gdyby coś jej się stało pod moją nieobecność.
Cicho zamknąłem za sobą drzwi i wyszliśmy na słabo oświetlony
podjazd. Wsadziłem jej fotelik na tylne siedzenie samochodu i
ruszyłem pod adres przysłany przez Sama. Doskonale widziałem gdzie
jadę. Zwykły bar z którym wiązałem wiele wspomnień. To tu Danny
zabrał mnie na pierwszą randkę. Na kolejną też. I na trzecią
również. Ta ostatnia była szczególna, bo wtedy pocałował mnie
po raz pierwszy. Był wtedy naprawdę świetnym facetem. Znaczy
chłopakiem. Byliśmy wtedy jeszcze obydwoje dzieciakami
zaczynającymi grać w tym samym zespole. Pamiętam, że wtedy miał
jeszcze te czarne włos. Cholera, tęsknię za nim.
Szybko otarłem pojedynczą łzę, a chwilę później
zaparkowałem przed wspomnianym barem.
Stali tam. Cała czwórka wraz z mężczyzną, którego
nie widziałam prawie rok. Siedział na ziemi, oparty o mur budynku.
Sam tuż obok niego poruszał szybko ustami, a Dan przytakiwał.
Chyba rozmawiali. Cameron i James z zaniepokojonymi twarzami stali
obok przypatrując się.
-Tatuś zaraz wróci – powiedziałem do śpiącego
dziecka i wysiadłem z samochodu.
-Co się dzieje? - zapytałem kiedy do nich podszedłem.
-Za dużo wypił. Dużo za dużo – wyjaśnił równie
podpity James. - I coś mu odpierdoliło.
-Mhm – mruknąłem jedynie lustrując wzrokiem
Worsnopa. Faktycznie nie wyglądał najlepiej i coś majaczył pod
nosem bez ładu i składu.
-Cameron, idź zobacz na dziecko – poleciłem mu nawet
nie patrząc w jego kierunku.
Z założonymi rękami nadal patrzyłem na Danny'ego.
Teraz stał na nogach trzymany przez Jamesa chroniąc go przed
upadkiem.
-Proszę cię, weź go do siebie, a jutro możesz go
wykopać. Cały czas mówił tylko o tobie na zmianę ze szlochaniem
w rękach któregoś z nas – Sam spojrzał na mnie błagalnie.
Nie wiedziałem co o tym myśleć, ale z jednej strony
było mi go żal. Słaniał się na nogach, ledwo mówił i raz po
raz pociągał nosem. Płakał?
-Chcieliśmy go zawieźć do domu, zamówić taksówkę,
ale nie chciał. Uparł się, że chce ciebie.
-Dobra – westchnąłem ciężko. - Wsadźcie go. Tylko
cicho, Skye jest ze mną.
-Chodź kolego – James poprawił go na swoim ramieniu
i ruszyli do samochodu. Chwilę później siedziałem już koło
niego za kierownicą.
-Ratujesz nam dupę, Ben – powiedział Cassells.
-Trzymaj się – pożegnał się Cam i musnął dłonią
mój policzek.
-Cześć – odparłem i odjechałem.
Po kilkuminutowej jeździe w ciszy dotarliśmy do domu.
Od razu przeniosłem Skye do jej pokoju. Upewniając się, że śpi
wróciłem po Danny'ego.
-Chodź – chwyciłem go półprzytomnego i
zaprowadziłem do mojej sypialni. Nie miałem serca zostawiać go na
tej twardej sofie w salonie.
Śpiącego przykryłem kocem. Wtulił twarz w poduszkę
i chwilę później zaczął cicho pochrapywać. Przysiadłem na
brzegu łóżka i poprawiłem mu kosmyk włosów.
Czemu on musiał wszystko tak utrudniać? Dopiero co
nauczyłem się żyć bez niego.
Poczułem się zmęczony dzisiejszym dniem i poszedłem
spać do pokoju gościnnego.
Rano jak zawsze wstałem, zrobiłem kawę, upewniłem
się, że dziecko nadal spi i poszedłem do Danny'ego z wodą i
aspiryną kiedy usłyszałem ciche przekleństwa dobiegające z
sypialni. Ktoś tu się obudził z wielkim kacem. Zapukałem cicho i
wszedłem.
Bez słowa usiadłem na brzegu łóżka i podałem mu
wodę wraz z tabletkami. Wziął je u wymamrotał podziękowanie.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy rzucając sobie niezręczne spojrzenia.
Nie wiedziałem co powiedzieć, czekałem na jego ruch.
-Głupio mi, Ben - wymamrotał spuszczając wzrok. - I
dziękuję, że przyjechałeś. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
Zachowałem się jak debil.
-Nic się nie stało – powiedziałem szczerze, bo
wczorajsza złość już mi przeszła. Nie umiałem być na niego
zły. Nie umiem być zły na osobę, którą nadal kocham.
-Słuchaj Ben. Wiem, że... -zaczął patrząc mi w
oczy, ale przerwał mu rozdzierający płacz.
-Przepraszam, muszę do niej zajrzeć – powiedziałem
i poszedłem do jej pokoju. Podszedłem do łóżeczka i wziąłem ją
na ręce.
-Cześć księżniczko, nie płacz. Tatuś już jest –
wyszeptałem do niej i wziąłem wolną ręką przygotowaną
wcześniej butelkę z mlekiem. Usiadłem na fotelu i zacząłem ją
karmić. Kiedy kończyła już butelkę, kątem oka dostrzegłem
Danny'ego, który opierał się ramieniem o futrynę drzwi.
Uśmiechnął się lekko wpatrzony w nas. Odstawiłem pustą butelkę
na stolik. Kciukiem otarłem z jej małych ust kilka kropel mleka.
-Chcesz ją potrzymać? - zapytałem zachęcająco.
Zdziwił się lekko, ale skinął głową. Podszedł do mnie, a ja
delikatnie przekazałem mu dziecko i pokazałem jak trzymać. Usiadł
w miejscu gdzie siedziałem przed chwilą ja. Wpatrywał się w nią
zauroczony, jakby z miłością i szeptał do niej słowa, których
nie mogłem zrozumieć. Ze Skye na rękach wyglądał idealnie.
Prawie jakby od zawsze z nią był. Uniósł wzrok znad niej.
-Bolało? No wiesz?
-Poród? Nic z niego nie pamiętam. To jest jedyna
pamiątka po tym – powiedziałem unosząc koszulkę i pokazując mu
podłużną bliznę na brzuchu. Syknął widząc co. - Nie jest tak
źle.
Posłał mi szybki uśmiech i znów skupił się na
małej.
-Jak ją nazwałeś? - zapytał nie odrywając od niej
wzroku. Jakby się w niej zakochał. Nie dziwię się. To dziecko to
czysta perfekcja.
-Skye Danielle – odpowiedziałem. - Bruce.
Nie chciałem jego nazwiska. Spojrzał na mnie jakby
zawiedziony. Cóż, nie moja wina. Trzeba było myśleć zanim mnie
zostawił.
-Ben, wiem, że minął prawie rok, ale naprawdę...Przez
ten czas nie przestałem o tobie myśleć. Nadal kocham cię jak
cholera. Żałuję, że to zrobiłem. Żałuję, że cię zostawiłem.
Was.
-Poradziłem sobie – odparłem obojętnym tonem, choć
we mnie wszystko teraz szalało. Czekałem na to.
-Naprawdę przepraszam. Chcę cię z powrotem w moim
życiu. I ją też. Moją córkę – wyszeptał patrząc mi w oczy.
Zauważyłem tą szczerość. Mówił prawdę i naprawdę żałował.
Może byłem idiotą, ale byłem gotowy mu teraz wybaczyć.
Potrzebowałem go, miałem dość samotnego życia, bo to on był
przez większą jego część jego sensem. - Jeśli dasz mi szansę,
obiecuję, że będę z tobą już zawsze. Będę najlepszym ojcem
dla naszego dziecka. Zachowałem się jak ostatni chuj i chcę to
naprawić tylko daj mi szansę.
Przez ten czas kiedy on mówił miałem łzy w oczach.
Zakryłem dłonią usta żeby nie zacząć szlochać.
Jakoś się uspokoiłem i otarłem łzy.
-Ani na chwilę nie przestałem cię kochać. Jutro chcę
widzieć wszystkie twoje rzeczy w naszej szafie.
-A ja obrączkę na twoim palcu.
Tak rozkminiałam w trakcie, czy Ben będzie tytułował się tatą czy mamą XD Mała miałaby ciężkie życie z tymi pięcioma zjebami, oj bieedna. Zapewne rozpieszczaliby, ale i tak miałaby trwały uraz na psychice. Dobrze, że się jednak zeszli ^^" Danny The Badass, dalej mnie wnerwia bo mu się nagle odmieniło i trudno, że mu przykro, i tak jest dupkiem. + najlepszy punkt programu, Sam i James razem aw aw aw <33333 Nie nadaję się na ich fankę, fml, wolę Jamesa, Sama i Camerona od Danny'ego i Bena, no h8.
OdpowiedzUsuńTo teraz może coś z Jamesem? :D #justsayin
/@kotovsyndrome_
To bylo piękne *-*
OdpowiedzUsuńcały czas płakałem ;cc
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń