poniedziałek, 13 maja 2013

What if...

Witam :3
Tradycyjnie: przepraszam za błędy, nie sprawdzałam, bo chciałam dodać jak najszybciej.
Miłego czytania, enjoy.
Btw. poproszę może o komentarze, bo motywują :3


~



4 lata, 48 długich miesięcy, wiele złych chwil nad którymi jednak częściej przeważały te dobre. Moje uczucia przez ten czas pozostały niezmienne. Nigdy nie wahałem się czy go kocham czy nie, nigdy nie miałem wątpliwości co do swoich czy jego uczuć.
Uniosłem głowę by spojrzeć na niego. Oderwał wzrok od swojej gitary, ale jego palce nadal lekko trącały struny nie przerywając kontaktu wzrokowego. Posłał mi swój zadziorny uśmiech i wrócił do swojego zajęcia. Rozmyślając, pociągnąłem kolejny łyk piwa z butelki.
On był perfekcyjny w każdym calu. Mądry, przystojny, a co najważniejsze - kochał mnie.
Myślę, że myśl która chodziła po mojej głowie już od dawna zasługiwała na realizację. Jednakże obawy lekko zaćmiewały mój pomysł.
Boję się, że mnie odrzuci, nie zgodzi się na to. To było najgorsze. Te myśli pełne obaw. Ale z drugiej strony czemu miałby odmówić. Nie uwierzyłbym gdyby te lata spędzone razem nic dla niego nie znaczyły.
-O czym myślisz? - z własnego wewnętrznego monologu wyrwał mnie jego głos tuż koło mojego ucha. Usiadł na skórzanej sofie idealnie blisko mnie, nasze uda i ramiona stykały się. Niby nic wielkiego, nic znaczącego, ale dawało mi tą satysfakcję i szczęście. On był całym moim szczęściem. Szczęściem które niestety musiałem ukrywać przed połową znającego nas świata jak i chłopaków z zespołu. Nie mieli pojęcia o niczym. Nigdy nie całowaliśmy się przy nich, nigdy nie przytulaliśmy czy nie okazywali większych czułości. Wiem, że obydwojga nas to bolało jak cholera, ale tak trzeba było.
Na początku nie chciałem się nim z nikim dzielić, ta wiedza, że on jest mój i tylko mój była naprawdę świetna, ale teraz kiedy jesteśmy dorośli, osiągnęliśmy już pewien wiek to zaczęło być uciążliwe. Nie wiem czemu chowaliśmy z tym. Strach? Odrzucenie ze strony tych najbliższych? Pewnie tak.
-O niczym specjalnym, tak po prostu - odparłem wzruszając ramionami i utkwiłem wzrok w pustej już butelce.
Poczułem jego szczupłe palce wodzące po mojej szyi. Mimowolnie zadrżałem.
-Nie mogę się doczekać kiedy dojedziemy na miejsce i będziemy sami w hotelu - jego usta były tak blisko mnie, że czułem jak muskają mój policzek. - Dawno się nie kochaliśmy.
-Wiem - westchnąłem. - Chodź tu do mnie.
Zwinnym ruchem chwyciłem go za biodra i posadziłem na moich kolanach ryzykując, że w każdej chwili do salonu mogli wejść chłopaki. Pieprzyć to.
Nasze nosy stykały się, a na ustach czułem jego gorący i płytki oddech.
Chwyciłem w obydwie dłonie jego twarz przysuwając go bliżej siebie. Oparłem swoje czoło o jego.
-Tak bardzo za tobą tęsknię, wiesz? - powiedziałem lekko łamiącym się głosem.
-Przecież jestem koło ciebie cały czas - powiedział pocierając kciukiem lekko mój policzek. - Nie rozumiem.
-Nie, tęsknię za twoim dotykiem, za całym tobą. Nie mogę cię dotknąć kiedy chcę, nie mogę pocałować ot tak po prostu - wyrzuciłem to z siebie patrząc mu głęboko w oczy.
-Myślisz, że mnie to nie boli? Ale wytrzymaj, jeszcze półtora miesiąca i będziesz mnie miał tylko dla siebie, dobrze?
Pokiwałem lekko głową.
W pewnym momencie nasze usta się zetknęły, a ja zamruczałem cicho zdając sobie sprawę z tego jak dawno nie czułem smaku jego ust. Nasze usta ruszały się wolno, synchronicznie. Cieszyliśmy się każdą sekundą tej pieszczoty.
Oderwałem się od niego aby znów spojrzeć na jego piękną twarz.
-Sam?
-Hmm? - wymruczał w odpowiedzi.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też Cameron. Bardzo.
Uśmiech momentalnie pojawił się na mojej twarzy słysząc to.
Niestety naszą chwilę przerwał odgłos kroków i głos Bena informujący, że jesteśmy na miejscu z tylnej części autobusu. Odskoczyliśmy od siebie, siadając w znacznej odległości udając jakby nic się przed chwilą nie działo.
Kiedy wszedł do salonu rzuciłem mu mordercze spojrzenie.
Uniósł brew zdezorientowany.
-Co?
Nie odpowiedziałem tylko jedynie wyszedłem z tourbusa, po drodze chwytając leżącą nieopodal paczkę papierosów. Paląc czekałem na resztę chłopaków i ten cholerny soundcheck. Byle mieć to już za sobą i przetrwać ten miesiąc.

***
Dwa tygodnie minęły naprawdę szybko. Kiedy codziennie robisz to samo, a z dnia na dzień jesteś w coraz to innych miastach, nie zauważasz kiedy to wszystko przemija. Ale niestety został jeszcze miesiąc. Trzydzieści długich dni podczas których chciałem zrealizować mój plan.
Aktualnie było wczesne rano, około 11. No, może nie do końca wczesne, ale ważne, że reszta chłopaków jeszcze spała w swoich kojach po wczorajszej imprezie.
Całkowicie ubrany, z pełnym portfelem i kilkoma godzinami wolnego czasu rzuciłem jedynie szybkie spojrzenie na śpiącego Sama i wyszedłem z naszego tourbusa, który aktualnie stał gdzieś między innymi busami na Warped Tour gdzieś w Nevadzie.
Ach, no tak. Vegas. Znowu.
Piechotą dotarłem do centrum miasta. Z rękami w kieszeni, wolno spacerowałem chodnikiem rozglądając się za tym czego szukałem.
Wreszcie mój wzrok przykuł wielki, złoty napis wymyślną czcionką. Jubiler.
Rozglądając się na boki jakbym był czemuś winien, wszedłem.
Duże pomieszczenie było jasno oświetlone, gustownie urządzone i wszędzie stały szklane gablotki z różnym rodzajem biżuterii. Obejrzałem się wokoło niepewnie szukając wzrokiem tego po co tu przyszedłem.
-Mogę w czymś pomóc? - do moich uszu dobiegł kobiecy głos. Dopiero teraz ją zobaczyłem. Młoda kobieta ubrana w beżowy strój stała przy drewnianym biurku i uśmiechała się lekko.
-Tak – odparłem w końcu. - Szukam pierścionka zaręczynowego. Coś prostego, niezbyt rzucającego się w oczy. Najlepiej srebro.
Kobieta słuchała uważnie potakując głową.
-Widzę, że wybranka nie lubi być zbytnio rozpieszczana – powiedziała i wyciągnęła kilka przykładowych obrączek by mi je pokazań.
Lekko się zmieszałem na jej słowa.
-Chłopak. Tak, nie lubi być rozpieszczany – wymamrotałem lekko zawstydzony.
Kobieta przez chwilę wyglądała na naprawdę zdezorientowaną, ale bez słowa schowała poprzednie obrączki i ukazała mi nowe.
-Jaki rozmiar? - zapytała uśmiechając się lekko.
-Nie jestem pewien. Dwudziestka albo dwudziestka jedynka.
Pokiwała głową ze zrozumieniem i przyniosła kilka różnorodnych kompletów z obrączkami.
Wszystkie były takie jak chciałem, ale niestety musiałem wybrać tą jedną jedyną.
Rzuciła mi się w oczy zwykła srebrna. Była szeroka, a pośrodku przebiegał czarny cienki pasek. Zwykła, bez zbędnych dodatków, prosta. Taka jak chciałem.
Bez zastanowienia kupiłem ją. Z zapakowaną w aksamitne granatowe pudełko wyszedłem i szybko wróciłem do chłopaków.
Wszyscy obudzeni, z niemrawymi minami i butelkami wody w dłoniach. Zaśmiałem się widząc ich wykrzywione bólem dnia wczorajszego twarze.
-Aspiryny? - zapytałem i nie czekając na odpowiedź wyciągnąłem opakowanie z szafki. - Trzymajcie.
Bez słowa każdy wziął po dwie tabletki.
-Gdzie byłeś? - usłyszałem Jamesa.
Wzruszyłem ramionami chcąc ominąć odpowiedź. Nie umiałem kłamać nawet w takich najprostszych rzeczach. Żałosne.
-W sklepie – wymyśliłem wykrzywiając usta w zażenowanym uśmiechu.
-Aż trzy godziny? I nic ze sobą nie przyniosłeś?
Ta, nic. Za to mój portfel czuje się o tysiąc dolarów lżejszy.
-No widzisz jak to dziwnie wyszło. Magia zakupów – rzuciłem lekko sarkastycznie i poszedłem do naszej części sypialnej. Wyciągnąłem małe pudełeczko, które uwierało mnie w kieszeni i wrzuciłem gdzieś do swojej koi mając nadzieję, że Sam tego nie znajdzie.
Położyłem się wygodnie i zasłoniłem ciemną kotarę. Nie ręczę za siebie jeśli ktokolwiek mi teraz przeszkodzi.
Nie mogąc się oprzeć, odszukałem palcami pudełeczko z obrączką i otworzyłem je wpatrując się w ten kawałek srebra. Nie wierzę. Rzeczywistość uderzyła mnie z zdwojoną siłą. Oświadczyny. Naprawdę zamierzam mu się oświadczyć.
Ale wątpliwości znów mnie ogarnęły. To znaczy...ja byłem gotowy spędzić z nim resztę życia, bo kocham go jak cholera i nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez niego. Wyobrażenie, że jego nie byłoby obok mnie jest straszne.
Kocham go. Bardzo go kocham. Jest dla mnie wszystkim co dobre. Tylko...co jeśli się nie zgodzi? Co jeśli powie to zwykłe raniące 'nie'?
Cholera, o czym ja w ogóle myślę. Panikuję jak jakaś panienka. Weź się w garść Cameron, będzie dobrze.
Nagle zasłona mojej koi rozsunęła się ukazując twarz Sama. Szybko schowałem pudełko z obrączką do kieszeni.
-Co jest? - zapytałem nerwowo i zrobiłem mu trochę miejsca by mógł usiąść.
-Nic – odparł. - Posuń się jeszcze. Wykonałem jego polecenie, a on położył się obok mnie wtulając się w mój bok. Na wszelki wypadek przed chłopakami zasunąłem zasłonę. - Cameron? - usłyszałem jego przytłumiony głos. - Jest coś o czym mi nie mówisz? - zapytał tak po prostu.
-Co masz na myśli?
-Zdradzasz mnie? - wypalił nagle patrząc mi zdecydowanie w oczy.
-Co? Sam, nie! - zaszokowany prawie wyplułem te słowa.
-Zobaczymy – rzucił jedynie i z miną której nie umiałem określić wyszedł.
-Kurwa...-mruknąłem i uderzyłem się dłonią w czoło.

-Cameron, cioto! - chyba musiałem zasnąć, bo niewyraźny głos Danny'ego powoli dochodził do moich uszu. - Masz pięć minut i widzę cię na Monster Energy Stage!
Kurwa. Przetarłem oczy i spojrzałem na zegarek na moim nadgarstku. Dochodziła ósma czyli również i nasz koncert.
-Dan, czekaj – zatrzymałem go kiedy już wychodził z naszego busa.
-Co? Tylko szybko, chłopaki czekają żeby wejść na scenę.
Okej, czyli byliśmy tu tylko we dwoje, sami, nikt nie mógł nic usłyszeć.
A teraz albo nigdy, nie?
-Możesz przed zaczęciem ostatniej piosenki zrobić małą przerwę i odstąpić mi na chwilę mikrofon? Mam coś do powiedzenia - powiedziałem mając nadzieję, że się zgodzi chociaż cząstka mnie wolała żeby odmówił ponieważ bałem się tego co ma nastąpić.
-Okej, ale nie odpierdol niczego, dobra?
Pokiwałem głową zadowolony i wyszedłem za nim z busa uprzednio sprawdzając czy zawartość kieszeni. Było tak i czekało na swój moment.
Lekko już się ściemniało kiedy dotarliśmy na scenę, chłopaki zniecierpliwieni już na nas czekali. Ben poprawiał coś w swojej gitarze, Danny zwyczajnie stanął gdzieś z obok niego i go obserwował, James walił swoimi pałeczkami w co tylko się dało, a Sam stał bokiem do mnie, swój bas miał przewieszony przez ramię, a ręce trzymał skrzyżowane na piersiach.
-Sam...- podszedłem do niego, chciałem coś powiedzieć, cokolwiek.
-ASKING ALEXANDRIA, DWIE MINUTY! - usłyszałem nagle czyjś donośny, informujący krzyk.
Ktoś z technicznych wręczył mi moją gitarę, a chwilę później wchodziliśmy na scenę.
-Witam Vegas! - Danny krzyknął do mikrofonu jak to zwykle miał w zwyczaju na początku koncertu i zaczęło się. Na pierwszy ogień poszło Closure, które przebiegło idealnie. Potem To The Stage, na którym Ben i Danny oczywiście musieli coś odpierdolić. Mówiąc to mam na myśli Danny'ego który zaatakował Bena pocałunkami.
-Odpierdol się, biorę ślub niedługo, ty chory zboczeńcu - zaśmiał się do mikrofonu na co znaczna część publiczności aż zawżała. Nie ważne co powiesz, oni zawsze będą krzyczeć.
Reszta koncertu szła bez problemu. Próbowałem się rozluźnić by dać z siebie jeszcze więcej, ale widok Sama i spojrzeń, które mi posyłał uniemożliwiały mi to. Nie wiem czemu on sobie ubzdurał, że go zdradzam, ale zamierzam to teraz wszystko naprawić, mimo iż nie ma w tym mojej winy.
Powoli zbliżaliśmy się Someone & Somewhere, która była ostatnim utworem. Coraz trudniej było mi się skupić na granym właśnie utworze, myliłem chwyty za co co chwilę byłem gromiony przez wzork Bena. Posłałem mu przepraszające spojrzenie i grałem dalej. Nie tak łatwo skupić się na czymś kiedy wiesz, że za chwilę masz się komuś oświadczyć.
Nerwy ogarnęły mnie całkowicie. Przez myśl przemknęło mi żeby z tego zrezygnować, nie ośmieszyć się przed oczywa kilku tysięcy widzów. Mimo że wydaję się naprawdę odważnym i pewnym siebie facetem tak na prawdę jest całkowicie na odwrót. Boję się, cholernie boję się tego co będzie, boję się krytyki, nienawidzę jej i na każdy negatywny komentarz reaguję naprawdę źle, a moja samoocena sięga wręcz zera. Jednak dzięki Samowi wszystko jest dobrze. To on zawsze przy mnie był, zawsze widział we mnie to co najlepsze. Jest najlepszym co mnie spotkało.
Usłyszałem ostatnie uderzenie Jamesa w perkusję i głos Danny'ego ucichł.
-Zbliżamy się do końca niestety - powiedział ten rudzielec dysząc ciężko. - Ale przed Someone & Somewhere damy wam chwilę odpocząć, bo Shitbox ma coś do powiedzenia! - krzyknął wyraźnie akceptując to cholerne przezwisko. Jeszcze raz to usłyszę, a udostępnię na Twitterze jego zdjęcie gdzie po pijaku posuwa Bena.
-Pierdol się! - zawołałem za nim kiedy oddał mi już mikrofon i udostępnił mi scenę stając gdzieś z boku.
Złapałem spojrzenie zdezorientowanego Sama. Posłałem mu jedynie nic nie mówiący uśmiech i spojrzałem na zniecierpliwioną widownię.
-Okej, streszczę się i powiem szybko coś ważnego. Nie obchodzi mnie jak zareagujecie, co zrobicie i czy po prostu to zaakceptujecie czy słysząc to wyjdziecie stąd - powiedziałem siląc się na pewny siebie ton chociaż w środku mnie wręcz szalały emocje. - Od pewnego czasu jestem w związku. Dokładnie 4 lata. Długo, nie? Tak, ja też jestem z siebie dumny - uśmiechnąłem się pod nosem słysząc pozytywny krzyk widowni.
-Sam, możesz tu podejść? - spojrzałem na niego błagalnie. W ułamku sekundy znalazł się obok mnie patrząc skołowany.
Teraz nie zwracałem się już do ludzi przede mną tylko patrzyłem na niego, wprost w jego oczy i odważnie chwyciłem go za dłoń.
-Sam, wiem, że to zabrzmi ckliwie, ale wiesz, że kocham cię najmocniej na świecie? Jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś moim miejscem na ziemi. Nie umiem wyznawać miłości, ale myślę, że przez te wspólne lata przekonałeś się, że mogę zrobić dla ciebie wszystko – nagle wszystko znikło, na scenie byłem tylko ja i on. Żadnych krzyków, nic. Tylko my. Jego oczy zeszkliły się, a w kącikach zabłysnęły łzy. W tym momencie uklęknąłem przed nim na jedno kolano wyciągając pudełko z pierścionkiem.
-Kochanie...jesteś moim życie. Obiecuję być zawsze przy tobie nieważne co by się działo, nigdy nie uderzę cię, nie zrobię krzywdy, przy mnie nie będziesz miał powodów do płaczu, uczynię wszystko byś przy mnie był szczęśliwy. Jeszcze szczęśliwszy będę kiedy za mnie wyjdziesz. Sam? Będę zaszczycony jeśli zostaniesz moim mężem.
Wpatrując się w niego z nadzieją czekałem na odpowiedź.
-Cameron...ja... - wydukał jedynie i odwróciwszy się na pięcie odszedł szybkim krokiem za scenę.
Spodziewałem się wszystkiego. Naprawdę wszystkiego. Przygotowałem się na najgorsze i najlepsze co mogło mnie spotkać. Z bólem w sercu wstałem i rzucając jedynie do widowni krótkie ironiczne
''Cóż, bywa nieprawdaż?'' skierowałem swe kroki ku stojących w szoku chłopaków.
Nie mówiąc nic, dając mi jedynie współczujące spojrzenie przytulili przyjacielsko. Myślałem, że zaczną mi nawrzucać, czepiać się czy cokolwiek złego. Ale nie, teraz naprawdę przekonałem się, że są idealnymi i wyrozumiałymi przyjaciółmi.
-Cameron? - wyrywając się z uścisku Jamesa odwróciłem się w stronę znajomego głosu. Sam stał przy mikrofonie wpatrując się w naszą stronę. - Czasem najpierw robię, a potem myśl. Przepraszam. I tak. Cholera tak. Wyjdę za ciebie!

~

-Zdenerwowany? - Danny pojawił się u mojego boku poprawiając małą ozdobę, która była przypięta do mojego garnituru. Sam uparł się na małą pojedynczą różę. Cholerny romantyk. - Dzieciaku, wychodzisz za mąż. Nie wierzę – zaśmiał się.
-Ja nadal czekam na ciebie i Bena - żartobliwie trąciłem go ramieniem.
-Może kiedyś . A teraz chodź. Ktoś czeka na ciebie przed ołtarzem.
Niestety moi rodzice nie raczyli przybyć na najważniejszy dzień mojego życia, więc Dan jako mój drużba prowadził mnie do Sama.
Już tam stał i z widocznym szczęściem w oczach wpatrywał się we mnie. Zawstydzony przygryzłem wargę próbując się nie zarumienić i jakoś uspokoić. Gdyby nie Danny pewnie biegłbym już do mojego prawie-męża.
Cholera, to już teraz, zaraz.
-Hej – szepnął kiedy już do niego dotarłem, a Danny stanął razem z Jamesem i Benem gdzieś obok.
-Cześć skarbie. Gotowy?
-Kurewsko.
-Ekhm... - usłyszeliśmy ostrzegawcze chrząknięcie księdza. - Zebraliśmy się tu...

3 komentarze:

  1. JAK TYLKO ZOBACZYŁAM TO WESZŁAM I POPACZYŁAM :D
    Mi się podobały te czułości, oby tak dalej XD
    Borze, jak Sam uciekł z tej sceny to se pomyślałam: ''wracaj do niego kurwa'' i wrócił. Fak jea XD
    WYJE, BO KOŃCÓWKA Z KSIĘDZEM XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
    /ANDŻEJ.

    OdpowiedzUsuń
  2. SAMEEEEERON Djisoahajiocahfoaudhiao <3 XDD /Brother

    OdpowiedzUsuń
  3. inny niż wszystkie ale też taki zajebisty :D pisz i pisz bo jest ahhh <3 /Olson.

    OdpowiedzUsuń