Tradycyjnie: przepraszam za błędy, nie sprawdzałam, bo chciałam dodać jak najszybciej.
Miłego czytania, enjoy.
Btw. poproszę może o komentarze, bo motywują :3
~
4 lata, 48 długich miesięcy, wiele
złych chwil nad którymi jednak częściej przeważały te dobre.
Moje uczucia przez ten czas pozostały niezmienne. Nigdy nie wahałem
się czy go kocham czy nie, nigdy nie miałem wątpliwości co do
swoich czy jego uczuć.
Uniosłem głowę by spojrzeć na
niego. Oderwał wzrok od swojej gitary, ale jego palce nadal lekko
trącały struny nie przerywając kontaktu wzrokowego. Posłał mi
swój zadziorny uśmiech i wrócił do swojego zajęcia. Rozmyślając,
pociągnąłem kolejny łyk piwa z butelki.
On był perfekcyjny w każdym calu.
Mądry, przystojny, a co najważniejsze - kochał mnie.
Myślę, że myśl która chodziła po
mojej głowie już od dawna zasługiwała na realizację. Jednakże
obawy lekko zaćmiewały mój pomysł.
Boję się, że mnie odrzuci, nie
zgodzi się na to. To było najgorsze. Te myśli pełne obaw. Ale z
drugiej strony czemu miałby odmówić. Nie uwierzyłbym gdyby te
lata spędzone razem nic dla niego nie znaczyły.
-O czym myślisz? - z własnego
wewnętrznego monologu wyrwał mnie jego głos tuż koło mojego
ucha. Usiadł na skórzanej sofie idealnie blisko mnie, nasze uda i
ramiona stykały się. Niby nic wielkiego, nic znaczącego, ale
dawało mi tą satysfakcję i szczęście. On był całym moim
szczęściem. Szczęściem które niestety musiałem ukrywać przed
połową znającego nas świata jak i chłopaków z zespołu. Nie
mieli pojęcia o niczym. Nigdy nie całowaliśmy się przy nich,
nigdy nie przytulaliśmy czy nie okazywali większych czułości.
Wiem, że obydwojga nas to bolało jak cholera, ale tak trzeba było.
Na początku nie chciałem się nim z
nikim dzielić, ta wiedza, że on jest mój i tylko mój była
naprawdę świetna, ale teraz kiedy jesteśmy dorośli, osiągnęliśmy
już pewien wiek to zaczęło być uciążliwe. Nie wiem czemu
chowaliśmy z tym. Strach? Odrzucenie ze strony tych najbliższych?
Pewnie tak.
-O niczym specjalnym, tak po prostu -
odparłem wzruszając ramionami i utkwiłem wzrok w pustej już
butelce.
Poczułem jego szczupłe palce wodzące
po mojej szyi. Mimowolnie zadrżałem.
-Nie mogę się doczekać kiedy
dojedziemy na miejsce i będziemy sami w hotelu - jego usta były tak
blisko mnie, że czułem jak muskają mój policzek. - Dawno się nie
kochaliśmy.
-Wiem - westchnąłem. - Chodź tu do
mnie.
Zwinnym ruchem chwyciłem go za biodra
i posadziłem na moich kolanach ryzykując, że w każdej chwili do
salonu mogli wejść chłopaki. Pieprzyć to.
Nasze nosy stykały się, a na ustach
czułem jego gorący i płytki oddech.
Chwyciłem w obydwie dłonie jego twarz
przysuwając go bliżej siebie. Oparłem swoje czoło o jego.
-Tak bardzo za tobą tęsknię, wiesz?
- powiedziałem lekko łamiącym się głosem.
-Przecież jestem koło ciebie cały
czas - powiedział pocierając kciukiem lekko mój policzek. - Nie
rozumiem.
-Nie, tęsknię za twoim dotykiem, za
całym tobą. Nie mogę cię dotknąć kiedy chcę, nie mogę
pocałować ot tak po prostu - wyrzuciłem to z siebie patrząc mu
głęboko w oczy.
-Myślisz, że mnie to nie boli? Ale
wytrzymaj, jeszcze półtora miesiąca i będziesz mnie miał tylko
dla siebie, dobrze?
Pokiwałem lekko głową.
W pewnym momencie nasze usta się
zetknęły, a ja zamruczałem cicho zdając sobie sprawę z tego jak
dawno nie czułem smaku jego ust. Nasze usta ruszały się wolno,
synchronicznie. Cieszyliśmy się każdą sekundą tej pieszczoty.
Oderwałem się od niego aby znów
spojrzeć na jego piękną twarz.
-Sam?
-Hmm? - wymruczał w odpowiedzi.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też Cameron. Bardzo.
Uśmiech momentalnie pojawił się na
mojej twarzy słysząc to.
Niestety naszą chwilę przerwał
odgłos kroków i głos Bena informujący, że jesteśmy na miejscu z
tylnej części autobusu. Odskoczyliśmy od siebie, siadając w
znacznej odległości udając jakby nic się przed chwilą nie
działo.
Kiedy wszedł do salonu rzuciłem mu
mordercze spojrzenie.
Uniósł brew zdezorientowany.
-Co?
Nie odpowiedziałem tylko jedynie
wyszedłem z tourbusa, po drodze chwytając leżącą nieopodal
paczkę papierosów. Paląc czekałem na resztę chłopaków i ten
cholerny soundcheck. Byle mieć to już za sobą i przetrwać ten
miesiąc.
***
Dwa tygodnie minęły naprawdę szybko.
Kiedy codziennie robisz to samo, a z dnia na dzień jesteś w coraz
to innych miastach, nie zauważasz kiedy to wszystko przemija. Ale
niestety został jeszcze miesiąc. Trzydzieści długich dni podczas
których chciałem zrealizować mój plan.
Aktualnie było wczesne rano, około
11. No, może nie do końca wczesne, ale ważne, że reszta chłopaków
jeszcze spała w swoich kojach po wczorajszej imprezie.
Całkowicie ubrany, z pełnym portfelem
i kilkoma godzinami wolnego czasu rzuciłem jedynie szybkie
spojrzenie na śpiącego Sama i wyszedłem z naszego tourbusa, który
aktualnie stał gdzieś między innymi busami na Warped Tour gdzieś
w Nevadzie.
Ach, no tak. Vegas. Znowu.
Piechotą dotarłem do centrum miasta.
Z rękami w kieszeni, wolno spacerowałem chodnikiem rozglądając
się za tym czego szukałem.
Wreszcie mój wzrok przykuł wielki,
złoty napis wymyślną czcionką. Jubiler.
Rozglądając się na boki jakbym był
czemuś winien, wszedłem.
Duże pomieszczenie było jasno
oświetlone, gustownie urządzone i wszędzie stały szklane gablotki
z różnym rodzajem biżuterii. Obejrzałem się wokoło niepewnie
szukając wzrokiem tego po co tu przyszedłem.
-Mogę w czymś pomóc? - do moich uszu
dobiegł kobiecy głos. Dopiero teraz ją zobaczyłem. Młoda kobieta
ubrana w beżowy strój stała przy drewnianym biurku i uśmiechała
się lekko.
-Tak – odparłem w końcu. - Szukam
pierścionka zaręczynowego. Coś prostego, niezbyt rzucającego się
w oczy. Najlepiej srebro.
Kobieta słuchała uważnie potakując
głową.
-Widzę, że wybranka nie lubi być
zbytnio rozpieszczana – powiedziała i wyciągnęła kilka
przykładowych obrączek by mi je pokazań.
Lekko się zmieszałem na jej słowa.
-Chłopak. Tak, nie lubi być
rozpieszczany – wymamrotałem lekko zawstydzony.
Kobieta przez chwilę wyglądała na
naprawdę zdezorientowaną, ale bez słowa schowała poprzednie
obrączki i ukazała mi nowe.
-Jaki rozmiar? - zapytała uśmiechając
się lekko.
-Nie jestem pewien. Dwudziestka albo
dwudziestka jedynka.
Pokiwała głową ze zrozumieniem i
przyniosła kilka różnorodnych kompletów z obrączkami.
Wszystkie były takie jak chciałem,
ale niestety musiałem wybrać tą jedną jedyną.
Rzuciła mi się w oczy zwykła
srebrna. Była szeroka, a pośrodku przebiegał czarny cienki pasek.
Zwykła, bez zbędnych dodatków, prosta. Taka jak chciałem.
Bez zastanowienia kupiłem ją. Z
zapakowaną w aksamitne granatowe pudełko wyszedłem i szybko
wróciłem do chłopaków.
Wszyscy obudzeni, z niemrawymi minami i
butelkami wody w dłoniach. Zaśmiałem się widząc ich wykrzywione
bólem dnia wczorajszego twarze.
-Aspiryny? - zapytałem i nie czekając
na odpowiedź wyciągnąłem opakowanie z szafki. - Trzymajcie.
Bez słowa każdy wziął po dwie
tabletki.
-Gdzie byłeś? - usłyszałem Jamesa.
Wzruszyłem ramionami chcąc ominąć
odpowiedź. Nie umiałem kłamać nawet w takich najprostszych
rzeczach. Żałosne.
-W sklepie – wymyśliłem
wykrzywiając usta w zażenowanym uśmiechu.
-Aż trzy godziny? I nic ze sobą nie
przyniosłeś?
Ta, nic. Za to mój portfel czuje się
o tysiąc dolarów lżejszy.
-No widzisz jak to dziwnie wyszło.
Magia zakupów – rzuciłem lekko sarkastycznie i poszedłem do
naszej części sypialnej. Wyciągnąłem małe pudełeczko, które
uwierało mnie w kieszeni i wrzuciłem gdzieś do swojej koi mając
nadzieję, że Sam tego nie znajdzie.
Położyłem się wygodnie i zasłoniłem
ciemną kotarę. Nie ręczę za siebie jeśli ktokolwiek mi teraz
przeszkodzi.
Nie mogąc się oprzeć, odszukałem
palcami pudełeczko z obrączką i otworzyłem je wpatrując się w
ten kawałek srebra. Nie wierzę. Rzeczywistość uderzyła mnie z
zdwojoną siłą. Oświadczyny. Naprawdę zamierzam mu się
oświadczyć.
Ale wątpliwości znów mnie ogarnęły.
To znaczy...ja byłem gotowy spędzić z nim resztę życia, bo
kocham go jak cholera i nie wyobrażam sobie swojej przyszłości bez
niego. Wyobrażenie, że jego nie byłoby obok mnie jest straszne.
Kocham go. Bardzo go kocham. Jest dla
mnie wszystkim co dobre. Tylko...co jeśli się nie zgodzi? Co jeśli
powie to zwykłe raniące 'nie'?
Cholera, o czym ja w ogóle myślę.
Panikuję jak jakaś panienka. Weź się w garść Cameron, będzie
dobrze.
Nagle zasłona mojej koi rozsunęła
się ukazując twarz Sama. Szybko schowałem pudełko z obrączką do
kieszeni.
-Co jest? - zapytałem nerwowo i
zrobiłem mu trochę miejsca by mógł usiąść.
-Nic – odparł. - Posuń się
jeszcze. Wykonałem jego polecenie, a on położył się obok mnie
wtulając się w mój bok. Na wszelki wypadek przed chłopakami
zasunąłem zasłonę. - Cameron? - usłyszałem jego przytłumiony
głos. - Jest coś o czym mi nie mówisz? - zapytał tak po prostu.
-Co masz na myśli?
-Zdradzasz mnie? - wypalił nagle
patrząc mi zdecydowanie w oczy.
-Co? Sam, nie! - zaszokowany prawie
wyplułem te słowa.
-Zobaczymy – rzucił jedynie i z miną
której nie umiałem określić wyszedł.
-Kurwa...-mruknąłem i uderzyłem się
dłonią w czoło.
-Cameron, cioto! - chyba musiałem
zasnąć, bo niewyraźny głos Danny'ego powoli dochodził do moich
uszu. - Masz pięć minut i widzę cię na Monster Energy Stage!
Kurwa. Przetarłem oczy i spojrzałem
na zegarek na moim nadgarstku. Dochodziła ósma czyli również i
nasz koncert.
-Dan, czekaj – zatrzymałem go kiedy
już wychodził z naszego busa.
-Co? Tylko szybko, chłopaki czekają
żeby wejść na scenę.
Okej, czyli byliśmy tu tylko we dwoje,
sami, nikt nie mógł nic usłyszeć.
A teraz albo nigdy, nie?
-Możesz przed zaczęciem ostatniej
piosenki zrobić małą przerwę i odstąpić mi na chwilę mikrofon?
Mam coś do powiedzenia - powiedziałem mając nadzieję, że się
zgodzi chociaż cząstka mnie wolała żeby odmówił ponieważ bałem
się tego co ma nastąpić.
-Okej, ale nie odpierdol niczego,
dobra?
Pokiwałem głową zadowolony i
wyszedłem za nim z busa uprzednio sprawdzając czy zawartość
kieszeni. Było tak i czekało na swój moment.
Lekko już się ściemniało kiedy
dotarliśmy na scenę, chłopaki zniecierpliwieni już na nas
czekali. Ben poprawiał coś w swojej gitarze, Danny zwyczajnie
stanął gdzieś z obok niego i go obserwował, James walił swoimi
pałeczkami w co tylko się dało, a Sam stał bokiem do mnie, swój
bas miał przewieszony przez ramię, a ręce trzymał skrzyżowane na
piersiach.
-Sam...- podszedłem do niego, chciałem
coś powiedzieć, cokolwiek.
-ASKING ALEXANDRIA, DWIE MINUTY! -
usłyszałem nagle czyjś donośny, informujący krzyk.
Ktoś z technicznych wręczył mi moją
gitarę, a chwilę później wchodziliśmy na scenę.
-Witam Vegas! - Danny krzyknął do
mikrofonu jak to zwykle miał w zwyczaju na początku koncertu i
zaczęło się. Na pierwszy ogień poszło Closure, które przebiegło
idealnie. Potem To The Stage, na którym Ben i Danny oczywiście
musieli coś odpierdolić. Mówiąc to mam na myśli Danny'ego który
zaatakował Bena pocałunkami.
-Odpierdol się, biorę ślub niedługo,
ty chory zboczeńcu - zaśmiał się do mikrofonu na co znaczna część
publiczności aż zawżała. Nie ważne co powiesz, oni zawsze będą
krzyczeć.
Reszta koncertu szła bez problemu.
Próbowałem się rozluźnić by dać z siebie jeszcze więcej, ale
widok Sama i spojrzeń, które mi posyłał uniemożliwiały mi to.
Nie wiem czemu on sobie ubzdurał, że go zdradzam, ale zamierzam to
teraz wszystko naprawić, mimo iż nie ma w tym mojej winy.
Powoli zbliżaliśmy się Someone &
Somewhere, która była ostatnim utworem. Coraz trudniej było mi się
skupić na granym właśnie utworze, myliłem chwyty za co co chwilę
byłem gromiony przez wzork Bena. Posłałem mu przepraszające
spojrzenie i grałem dalej. Nie tak łatwo skupić się na czymś
kiedy wiesz, że za chwilę masz się komuś oświadczyć.
Nerwy ogarnęły mnie całkowicie.
Przez myśl przemknęło mi żeby z tego zrezygnować, nie ośmieszyć
się przed oczywa kilku tysięcy widzów. Mimo że wydaję się
naprawdę odważnym i pewnym siebie facetem tak na prawdę jest
całkowicie na odwrót. Boję się, cholernie boję się tego co
będzie, boję się krytyki, nienawidzę jej i na każdy negatywny
komentarz reaguję naprawdę źle, a moja samoocena sięga wręcz
zera. Jednak dzięki Samowi wszystko jest dobrze. To on zawsze przy
mnie był, zawsze widział we mnie to co najlepsze. Jest najlepszym
co mnie spotkało.
Usłyszałem ostatnie uderzenie Jamesa
w perkusję i głos Danny'ego ucichł.
-Zbliżamy się do końca niestety -
powiedział ten rudzielec dysząc ciężko. - Ale przed Someone &
Somewhere damy wam chwilę odpocząć, bo Shitbox ma coś do
powiedzenia! - krzyknął wyraźnie akceptując to cholerne
przezwisko. Jeszcze raz to usłyszę, a udostępnię na Twitterze
jego zdjęcie gdzie po pijaku posuwa Bena.
-Pierdol się! - zawołałem za nim
kiedy oddał mi już mikrofon i udostępnił mi scenę stając gdzieś
z boku.
Złapałem spojrzenie zdezorientowanego
Sama. Posłałem mu jedynie nic nie mówiący uśmiech i spojrzałem
na zniecierpliwioną widownię.
-Okej, streszczę się i powiem szybko
coś ważnego. Nie obchodzi mnie jak zareagujecie, co zrobicie i czy
po prostu to zaakceptujecie czy słysząc to wyjdziecie stąd -
powiedziałem siląc się na pewny siebie ton chociaż w środku mnie
wręcz szalały emocje. - Od pewnego czasu jestem w związku.
Dokładnie 4 lata. Długo, nie? Tak, ja też jestem z siebie dumny -
uśmiechnąłem się pod nosem słysząc pozytywny krzyk widowni.
-Sam, możesz tu podejść? -
spojrzałem na niego błagalnie. W ułamku sekundy znalazł się obok
mnie patrząc skołowany.
Teraz nie zwracałem się już do ludzi
przede mną tylko patrzyłem na niego, wprost w jego oczy i odważnie
chwyciłem go za dłoń.
-Sam, wiem, że to zabrzmi ckliwie, ale
wiesz, że kocham cię najmocniej na świecie? Jesteś dla mnie
wszystkim. Jesteś moim miejscem na ziemi. Nie umiem wyznawać
miłości, ale myślę, że przez te wspólne lata przekonałeś się,
że mogę zrobić dla ciebie wszystko – nagle wszystko znikło, na
scenie byłem tylko ja i on. Żadnych krzyków, nic. Tylko my. Jego
oczy zeszkliły się, a w kącikach zabłysnęły łzy. W tym
momencie uklęknąłem przed nim na jedno kolano wyciągając pudełko
z pierścionkiem.
-Kochanie...jesteś moim życie.
Obiecuję być zawsze przy tobie nieważne co by się działo, nigdy
nie uderzę cię, nie zrobię krzywdy, przy mnie nie będziesz miał
powodów do płaczu, uczynię wszystko byś przy mnie był
szczęśliwy. Jeszcze szczęśliwszy będę kiedy za mnie wyjdziesz.
Sam? Będę zaszczycony jeśli zostaniesz moim mężem.
Wpatrując się w niego z nadzieją
czekałem na odpowiedź.
-Cameron...ja... - wydukał jedynie i
odwróciwszy się na pięcie odszedł szybkim krokiem za scenę.
Spodziewałem się wszystkiego.
Naprawdę wszystkiego. Przygotowałem się na najgorsze i najlepsze
co mogło mnie spotkać. Z bólem w sercu wstałem i rzucając
jedynie do widowni krótkie ironiczne
''Cóż, bywa nieprawdaż?''
skierowałem swe kroki ku stojących w szoku chłopaków.
Nie mówiąc nic, dając mi jedynie
współczujące spojrzenie przytulili przyjacielsko. Myślałem, że
zaczną mi nawrzucać, czepiać się czy cokolwiek złego. Ale nie,
teraz naprawdę przekonałem się, że są idealnymi i wyrozumiałymi
przyjaciółmi.
-Cameron? - wyrywając się z uścisku
Jamesa odwróciłem się w stronę znajomego głosu. Sam stał przy
mikrofonie wpatrując się w naszą stronę. - Czasem najpierw robię,
a potem myśl. Przepraszam. I tak. Cholera tak. Wyjdę za ciebie!
~
-Zdenerwowany? - Danny pojawił się u
mojego boku poprawiając małą ozdobę, która była przypięta do
mojego garnituru. Sam uparł się na małą pojedynczą różę.
Cholerny romantyk. - Dzieciaku, wychodzisz za mąż. Nie wierzę –
zaśmiał się.
-Ja nadal czekam na ciebie i Bena -
żartobliwie trąciłem go ramieniem.
-Może kiedyś . A teraz chodź. Ktoś
czeka na ciebie przed ołtarzem.
Niestety moi rodzice nie raczyli
przybyć na najważniejszy dzień mojego życia, więc Dan jako mój
drużba prowadził mnie do Sama.
Już tam stał i z widocznym szczęściem
w oczach wpatrywał się we mnie. Zawstydzony przygryzłem wargę
próbując się nie zarumienić i jakoś uspokoić. Gdyby nie Danny
pewnie biegłbym już do mojego prawie-męża.
Cholera, to już teraz, zaraz.
-Hej – szepnął kiedy już do niego
dotarłem, a Danny stanął razem z Jamesem i Benem gdzieś obok.
-Cześć skarbie. Gotowy?
-Kurewsko.
-Ekhm... - usłyszeliśmy ostrzegawcze
chrząknięcie księdza. - Zebraliśmy się tu...
JAK TYLKO ZOBACZYŁAM TO WESZŁAM I POPACZYŁAM :D
OdpowiedzUsuńMi się podobały te czułości, oby tak dalej XD
Borze, jak Sam uciekł z tej sceny to se pomyślałam: ''wracaj do niego kurwa'' i wrócił. Fak jea XD
WYJE, BO KOŃCÓWKA Z KSIĘDZEM XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
/ANDŻEJ.
SAMEEEEERON Djisoahajiocahfoaudhiao <3 XDD /Brother
OdpowiedzUsuńinny niż wszystkie ale też taki zajebisty :D pisz i pisz bo jest ahhh <3 /Olson.
OdpowiedzUsuń