czwartek, 14 marca 2013

Can't We Be Friends

Trzeci one-shot. Tym razem Bettsnop.  Sam + Danny.
Nie-miłego czytania :D
I przepraszam za błędy.


~



Upalny lipcowy wieczór. Jeden z ostatnich koncertów w Amsterdamie dobiegał ku końcowi.
Kropelki potu wywołane zmęczeniem i gorącą atmosferą spływały kaskadami po twarzy każdego z muzyków. Ciśnienie dodatkowo podnosiły skąpo ubrane i rozkrzyczane nastolatki skaczące pod sceną. Wydekoltowane koszulki ledwo utrzymywały na wodzy jędrne piersi, na które Danny zerkał co chwila. Wręcz nie odrywał od nich swojego lubieżnego wzroku.
Your knife my back, my gun your head!
Wykrzyczał gniewnie wersy patrząc nieobecnym wzrokiem gdzieś w dal.
Modlił się w duchu aby występ szybko się skończył. Miał ochotę wyjść szybko z tego dusznego pomieszczenia, poderwać jakąś dziewczynę, której imienia nie zapamięta, przelecieć ją, a potem upić się do nieprzytomności i spać do jutrzejszego południa.
Utwór dobiegł końca. Danny oparł się całym ciężarem ciała o stojący mikrofon i zwiesił głowę oddychając ciężko. Poczuł przyjacielskie klepnięcie w plecy.
-Wszystko okej? - zapytał Ben z lekko zmartwionym wyrazem twarzy.
-Tak, wszystko kurewsko okej - warknął przez zaciśnięte zęby. Ben jedynie wzruszył ramionami, bo niezbyt obeszło go zachowanie przyjaciela i odszedł w swoją stronę wracając do gry.
Godzina dwudziesta trzecia dochodziła wielkimi krokami, a co za tym szło – upragniony przez Danny'ego koniec koncertu.
Niecałą godzinę później schodzili ze sceny kierując się w stronę garderoby by po koncercie wziąć szybki prysznic przed wyjściem na miasto i dalszą drogę.
Ciemny blondyn chwytając butelkę z wodą opadł na skórzaną kanapę i zmęczony zamknął oczy.
Miał już dość i chciał wrócić do domu. W dodatku był wkurwiony jak nigdy ponieważ przed koncertem dostał telefon od Mycy, która tak o, po prostu zerwała z nim.
-Pierdolę, idę do busa. - Danny wstał i wyszedł zostawiając resztę zespołu samą.
W sumie wolał jednak posiedzieć w spokoju i samotności obalając butelkę za butelką. Wyszedł przed tylne drzwi i sprawnie omijając ludzi przemknął do ich tourbusa.
Wyciągnął z lodówki schłodzoną butelkę z alkoholem i pociągnął łyk. Ściągnął z siebie przepoconą koszulkę i usiadł wygodnie na jednej z sof i wyłączył od niechcenia telewizor.
Raz po raz pociągał duże łyki z butelki krzywiąc się przy tym nieznacznie kiedy alkohol przepływał przez jego gardło. Wpatrując się tępo w ekran, jego dłoń powoli wślizgiwała się do opiętych spodni.
Aktualnie miał wszystko. Spokój, papierosy i dobry alkohol, ale brakowało mu kogoś. Miał zajebistą ochotę kogoś przelecieć, zerżnąć jak ostatnią szmatę, słyszeć krzyki, piski, jęki.
Godzinę później litrowa butelka wódki była do połowy opróżniona, a świat przed jego oczyma zaczynał się lekko rozmazywać i powoli wszystko w jego mniemaniu robiło się lepsze.
Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał Danny'ego ze stanu lekkiego otępienia. Nad leżącym Worsnopem stanął Sam.
-Chłopaki zostali jeszcze w barze, wrócą potem – powiedział lekko pijany i zaśmiał się głupio nie wiadomo z czego. Z dłoni blondyna wyrwał butelkę i upił kilka łyków.
-Czemu nie zostałeś z nimi? - wybełkotał Danny i przeniósł się do pozycji siedzącej robiąc Samowi trochę miejsca, które od razu zajął.
-Nudno było, żadnych lasek – wzruszył ramionami i czknął.
Danny spojrzał na chłopaka siedzącego obok. Śmierdział papierosami, alkoholem i potem. Czarna koszulka z wycięciem w literę V seksownie opinała jego klatkę piersiową, a równie czarne jeansy luźno zwisały z jego bioder.
-Sam? Chodźmy na tył busa, co? - zaproponował podejrzanie miłym tonem.
Bettley jedynie wzruszył obojętnie ramionami i skierował się we wskazanym kierunku. Danny podążył tuż za nim.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, Danny brutalnie pchnął Sama na niedużą skórzaną sofę, która się tam znajdowała i przygwoździł go ciężarem swojego ciała, a jego dłonie zamknął w stalowym uścisku.
-Danny! Co kurwa?! - zaszokowany chłopak próbował się wyrwać z uścisku swojego przyjaciela. Sam zamiast odpowiedzi otrzymał siarczysty policzek.
-Zamknij się, suko! - warknął.
Dla uwygodnienia w działaniu obydwa nadgarstki chłopaka chwycił w jedną dłoń.
Drugą znów uderzył go w policzek. W oczach Sama zalśniły zły.
-Worsnop, opanuj się! - krzyknął płaczliwym głosem i znów próbował się wyrwać spod Danny'ego, co było wręcz niemożliwe. - Proszę, zostaw mnie!
-Mówiłem coś kurwa. Zamknij się!
Danny jedną ręką nieporadnie zsunął z siebie swoje spodnie pod którymi nawet nie miał bielizny.
Później to samo zrobił z Samem, który otumaniony licznymi uderzeniami nie opierał się już tak bardzo jak na początku.
Sam niczym bezwładna lalka został obrócony na brzuch przez Danny'ego. Pod każdym dotykiem Worsnopa, Sam niebezpiecznie drżał.
-Potrzebujesz doktora, skarbie? Boisz się? - wyszeptał śmiejąc się i bez żadnego przygotowania czy ostrzeżenia wszedł w ciasne wnętrze Sama.
Po małym pomieszczeniu natychmiastowo rozszedł się rozdzierający krzyk chłopaka, który między szlochem, a okrzykami bólu błagał o koniec tej męki.
-Danny, czemu? - Sam wyszlochał między pchnięciami, które bolały jak cholera i czuł jakby ból rozdzierał go od środku. Nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak Danny, ktoś kogo zna od dawna...robi mu takie coś.
-Boże, Sam. Jesteś kurewsko ciasny! - Worsnop oparł ciężar swojego ciała na plecach Bettley'a i zaczął boleśnie przygryzać miejscami jego szyję pozostawiając na niej wyraźne czerwone ślady.
Gorące łzy spływały po twarzy Sama, a ciche modlitwy wypływały z jego ust.
Chłopak poczuł większy ból kiedy ruchy Danny'ego zaczęły być szybsze.
Dziękował Bogu, że zbliża się koniec.
Jęki Danny'ego stały się głośniejsze, a dłonie mocniej zaciskały się na biodrach. Sama.
On sam jedynie starał się stłumić krzyki by nie dostać kolejnego ciosu.
Kilka sekund później poczuł, że po jego wnętrzu rozpływa się nieprzyjemne ciepło. Nieprzyjemne, bo wiedział co to jest. Miał teraz w sobie coś co należy do Danny'ego.
Kiedy skończył i wysunął się z niego, Sam cicho syknął z bólu.
Usłyszał ironiczny śmiech Worsnopa. Jego oprawca był zadowolony z siebie, z tego co zrobił.
Sam starał się delikatnie obrócić na plecy nie chcąc sprawić sobie żadnego większego bólu.
Ale bolało go wszystko.
Na brzegu sofy siedział Danny i palił papierosa.
-Czemu? - zapytał jedynie Sam.
-Czemu? Bo tak – parskną i chwycił twarz Sama boleśniej zaciskając na niej palce. - Nikt się o tym nie dowie, kurwo. Nawet się nie waż komukolwiek powiedzieć, bo może stać ci się coś bardzo złego – powiedział sztucznie miłym głosem z równie sztucznym uśmiechem.
Sam drżąc jedynie pokornie pokiwał głową.  

2 komentarze:

  1. DKASJFGHDKLSJGLKDJSLKGDSLKBJDSLNKLSJGLDLS WIESZ ŻE CIĘ KOCHAM, PRAWDA?

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG, BRUTALNIE, BIEDNY BETTLEY :C no ale shot świetny, czekam na kolejny :D

    OdpowiedzUsuń