Nie-miłego czytania :D
I przepraszam za błędy.
~
Upalny lipcowy wieczór. Jeden z
ostatnich koncertów w Amsterdamie dobiegał ku końcowi.
Kropelki potu wywołane zmęczeniem i
gorącą atmosferą spływały kaskadami po twarzy każdego z
muzyków. Ciśnienie dodatkowo podnosiły skąpo ubrane i
rozkrzyczane nastolatki skaczące pod sceną. Wydekoltowane koszulki
ledwo utrzymywały na wodzy jędrne piersi, na które Danny zerkał
co chwila. Wręcz nie odrywał od nich swojego lubieżnego wzroku.
Your knife my back, my
gun your head!
Wykrzyczał
gniewnie wersy patrząc nieobecnym wzrokiem gdzieś w dal.
Modlił
się w duchu aby występ szybko się skończył. Miał ochotę wyjść
szybko z tego dusznego pomieszczenia, poderwać jakąś dziewczynę,
której imienia nie zapamięta, przelecieć ją, a potem upić się
do nieprzytomności i spać do jutrzejszego południa.
Utwór
dobiegł końca. Danny oparł się całym ciężarem ciała o stojący
mikrofon i zwiesił głowę oddychając ciężko. Poczuł
przyjacielskie klepnięcie w plecy.
-Wszystko
okej? - zapytał Ben z lekko zmartwionym wyrazem twarzy.
-Tak,
wszystko kurewsko okej - warknął przez zaciśnięte zęby. Ben
jedynie wzruszył ramionami, bo niezbyt obeszło go zachowanie
przyjaciela i odszedł w swoją stronę wracając do gry.
Godzina
dwudziesta trzecia dochodziła wielkimi krokami, a co za tym szło –
upragniony przez Danny'ego koniec koncertu.
Niecałą
godzinę później schodzili ze sceny kierując się w stronę
garderoby by po koncercie wziąć szybki prysznic przed wyjściem na
miasto i dalszą drogę.
Ciemny
blondyn chwytając butelkę z wodą opadł na skórzaną kanapę i
zmęczony zamknął oczy.
Miał
już dość i chciał wrócić do domu. W dodatku był wkurwiony jak
nigdy ponieważ przed koncertem dostał telefon od Mycy, która tak
o, po prostu zerwała z nim.
-Pierdolę,
idę do busa. - Danny wstał i wyszedł zostawiając resztę zespołu
samą.
W sumie
wolał jednak posiedzieć w spokoju i samotności obalając butelkę
za butelką. Wyszedł przed tylne drzwi i sprawnie omijając ludzi
przemknął do ich tourbusa.
Wyciągnął
z lodówki schłodzoną butelkę z alkoholem i pociągnął łyk.
Ściągnął z siebie przepoconą koszulkę i usiadł wygodnie na
jednej z sof i wyłączył od niechcenia telewizor.
Raz po
raz pociągał duże łyki z butelki krzywiąc się przy tym
nieznacznie kiedy alkohol przepływał przez jego gardło. Wpatrując
się tępo w ekran, jego dłoń powoli wślizgiwała się do opiętych
spodni.
Aktualnie
miał wszystko. Spokój, papierosy i dobry alkohol, ale brakowało mu
kogoś. Miał zajebistą ochotę kogoś przelecieć, zerżnąć jak
ostatnią szmatę, słyszeć krzyki, piski, jęki.
Godzinę
później litrowa butelka wódki była do połowy opróżniona, a
świat przed jego oczyma zaczynał się lekko rozmazywać i powoli
wszystko w jego mniemaniu robiło się lepsze.
Dźwięk
otwieranych drzwi wyrwał Danny'ego ze stanu lekkiego otępienia. Nad
leżącym Worsnopem stanął Sam.
-Chłopaki
zostali jeszcze w barze, wrócą potem – powiedział lekko pijany i
zaśmiał się głupio nie wiadomo z czego. Z dłoni blondyna wyrwał
butelkę i upił kilka łyków.
-Czemu
nie zostałeś z nimi? - wybełkotał Danny i przeniósł się do
pozycji siedzącej robiąc Samowi trochę miejsca, które od razu
zajął.
-Nudno
było, żadnych lasek – wzruszył ramionami i czknął.
Danny
spojrzał na chłopaka siedzącego obok. Śmierdział papierosami,
alkoholem i potem. Czarna koszulka z wycięciem w literę V seksownie
opinała jego klatkę piersiową, a równie czarne jeansy luźno
zwisały z jego bioder.
-Sam?
Chodźmy na tył busa, co? - zaproponował podejrzanie miłym tonem.
Bettley
jedynie wzruszył obojętnie ramionami i skierował się we wskazanym
kierunku. Danny podążył tuż za nim.
Kiedy
zamknęły się za nimi drzwi, Danny brutalnie pchnął Sama na
niedużą skórzaną sofę, która się tam znajdowała i
przygwoździł go ciężarem swojego ciała, a jego dłonie zamknął
w stalowym uścisku.
-Danny!
Co kurwa?! - zaszokowany chłopak próbował się wyrwać z uścisku
swojego przyjaciela. Sam zamiast odpowiedzi otrzymał siarczysty
policzek.
-Zamknij
się, suko! - warknął.
Dla
uwygodnienia w działaniu obydwa nadgarstki chłopaka chwycił w
jedną dłoń.
Drugą
znów uderzył go w policzek. W oczach Sama zalśniły zły.
-Worsnop,
opanuj się! - krzyknął płaczliwym głosem i znów próbował się
wyrwać spod Danny'ego, co było wręcz niemożliwe. - Proszę,
zostaw mnie!
-Mówiłem
coś kurwa. Zamknij się!
Danny
jedną ręką nieporadnie zsunął z siebie swoje spodnie pod którymi
nawet nie miał bielizny.
Później
to samo zrobił z Samem, który otumaniony licznymi uderzeniami nie
opierał się już tak bardzo jak na początku.
Sam
niczym bezwładna lalka został obrócony na brzuch przez Danny'ego.
Pod każdym dotykiem Worsnopa, Sam niebezpiecznie drżał.
-Potrzebujesz
doktora, skarbie? Boisz się? - wyszeptał śmiejąc się i bez
żadnego przygotowania czy ostrzeżenia wszedł w ciasne wnętrze
Sama.
Po małym
pomieszczeniu natychmiastowo rozszedł się rozdzierający krzyk
chłopaka, który między szlochem, a okrzykami bólu błagał o
koniec tej męki.
-Danny,
czemu? - Sam wyszlochał między pchnięciami, które bolały jak
cholera i czuł jakby ból rozdzierał go od środku. Nie mógł
uwierzyć, że ktoś taki jak Danny, ktoś kogo zna od dawna...robi
mu takie coś.
-Boże,
Sam. Jesteś kurewsko ciasny! - Worsnop oparł ciężar swojego ciała
na plecach Bettley'a i zaczął boleśnie przygryzać miejscami jego
szyję pozostawiając na niej wyraźne czerwone ślady.
Gorące
łzy spływały po twarzy Sama, a ciche modlitwy wypływały z jego
ust.
Chłopak
poczuł większy ból kiedy ruchy Danny'ego zaczęły być szybsze.
Dziękował
Bogu, że zbliża się koniec.
Jęki
Danny'ego stały się głośniejsze, a dłonie mocniej zaciskały się
na biodrach. Sama.
On sam
jedynie starał się stłumić krzyki by nie dostać kolejnego ciosu.
Kilka
sekund później poczuł, że po jego wnętrzu rozpływa się
nieprzyjemne ciepło. Nieprzyjemne, bo wiedział co to jest. Miał
teraz w sobie coś co należy do Danny'ego.
Kiedy
skończył i wysunął się z niego, Sam cicho syknął z bólu.
Usłyszał
ironiczny śmiech Worsnopa. Jego oprawca był zadowolony z siebie, z
tego co zrobił.
Sam
starał się delikatnie obrócić na plecy nie chcąc sprawić sobie
żadnego większego bólu.
Ale
bolało go wszystko.
Na
brzegu sofy siedział Danny i palił papierosa.
-Czemu?
- zapytał jedynie Sam.
-Czemu?
Bo tak – parskną i chwycił twarz Sama boleśniej zaciskając na
niej palce. - Nikt się o tym nie dowie, kurwo. Nawet się nie waż
komukolwiek powiedzieć, bo może stać ci się coś bardzo złego –
powiedział sztucznie miłym głosem z równie sztucznym uśmiechem.
Sam
drżąc jedynie pokornie pokiwał głową.
DKASJFGHDKLSJGLKDJSLKGDSLKBJDSLNKLSJGLDLS WIESZ ŻE CIĘ KOCHAM, PRAWDA?
OdpowiedzUsuńOMG, BRUTALNIE, BIEDNY BETTLEY :C no ale shot świetny, czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuń